sobota, 27 września 2014

Rozdział IX

    - Uch, wyglądam w tym beznadziejnie - mruknąłem do lustrzanego odbicia, poprawiając krawat. Dobrze, że chociaż drugi ja popierał moje zdanie, gdyż chłopcy...
    - Wyglądasz uroczo! - oznajmił Nick, łapiąc kosmyk ciemnych włosów. Założył go za ucho. Uśmiech nie schodził mu z ust, więc wyglądałem na jego typowe przeciwieństwo. Śmierdziałem niezadowoleniem na kilometry. - Trochę optymizmu, Key!
      - Idę do miejsca pełnego obcych istot, które tylko czyhają na moje życie. - Przechyliłem głowę w bok. - Tak, to z całą pewnością będzie piękny dzień.
    - Podchodzisz do zaistniałej sytuacji zbyt poważnie. To tylko szkoła - wtrącił Julian, układając rzeczy w mojej torbie.
      - Nigdy wcześniej nie miałem okazji postawić nogi w podobnym miejscu. Z czasów domu dziecka niewiele pamiętam, gdy powracam we wspomnieniach, widzę tylko pokój z brzydkimi drzwiami. Najwyraźniej kiedyś do mnie należał.
      - Wszystko pójdzie dobrze. Przywykniesz.
      - Mam nadzieję.
    Wyminąłem zmiennokształtnego, a następnie zabrałem torbę Julianowi. Rzuciłem moim tymczasowym opiekunom ostatnie, znudzone spojrzenie, na które odpowiedzieli uśmiechami, po czym ruszyłem do drzwi.
      Musiałem jechać autobusem. Tak, dokładnie. Jako że obaj chłopcy pracowali na drugim końcu miasta, nie było możliwości, by podrzucili mnie do Zachodniej Akademii. Z początku przeraziła mnie myśl spędzenia większej ilości czasu wśród obcych, lecz potem uświadomiłem sobie, że i tak ich zlekceważę, więc w sumie nie ma różnicy.
      Kiedy opuściłem mieszkanie, poluzowałem krawat i rozpiąłem pierwszy guzik koszuli. Przy Nicku i Julu okazało się to niemożliwe, gdyż kochasie co chwila go zapinali, twierdząc, iż powinienem wyglądać godnie. Nie rozumiałem, co w ich mniemaniu znaczy „wyglądać godnie”, ale uszanowałem to i próbowałem przyzwyczaić się do ciasnego kołnierza. Z marnym skutkiem.
    Na przystanku siedziała jedna osoba. Zapatrzony w ekran telefonu chłopak przypominał zahipnotyzowane dziecko. Zastanawiałem się, czy jak pstryknę palcem, to mu przejdzie, jednak nie ośmieliłem się spróbować. Przysiadłem tylko na drugim końcu drewnianej ławki i rzuciłem mu jedno krótkie spojrzenie.
      Zawsze chciałem wyglądać jak on - poważnie i groźnie, wzbudzać strach w młodszych i starszych osobnikach. Chciałem sprawić, by dziewczyny zaczynały szeptać na mój temat. Widząc jednak, jak Lisa wygląda przed i po jedzeniu, trzymałem to marzenie na smyczy, by przypadkiem do niego nie dotarła.
      Przeczesałem włosy palcami, lecz nadal wpadały do oczu. Stwierdziłem, że czas najwyższy udać się do fryzjera, bałem się tylko, iż ostrzyże mnie na łyso. Za bardzo kochałem swoje blond kosmyki, by pozwolić im zginąć w tak okrutny sposób, dlatego męczyłem się z grzywką. Czasem podpinałem ją spinką, gdy nikt nie patrzył.
      Autobus wreszcie stanął pod przystankiem. W środku siedziała już spora gromadka nastolatków. A nie, przepraszam - to wiekowe istoty, które lubią zachowywać się jak banda cholernych dzieciaków i mieszkać z rodzicami, po prostu prowadzić sielankę.
      Chłopak z telefonem wszedł pierwszy, a ja tuż za nim.

***

    Stukałam paznokciem o blat stołu, zerkając spode łba na wściekłego Christiana. Oczywiście rychłe znalezienie mnie było do przewidzenia, w końcu posiadał ludzi w każdym kraju. Nie kłopotał się jednak ze sprowadzeniem mej osoby z powrotem do domu, a sam ruszył swój królewski tyłek i pofatygował się do Holandii, gdzie aktualnie przebywałam.
      Chris nie wyglądał ani na wściekłego, ani na zaskoczonego. W jego złotych oczach błąkało się zrozumienie, które burzyło maskę obojętności. Powiadają, że oczy są jak zwierciadło duszy. Szkoda, bo wampiry jej nie mają i bardzo ciężko przychodzi nam odczytywanie jakichkolwiek emocji wśród złota - koloru nieprawdziwości, nieistnienia i magii.
      Zerkałam raz na niego, raz na stojącą za nim obstawę składającą się z trzech zaopatrzonych w srebrne ostrza mężczyzn. Napięte mięśnie ramion i płytki, urwany oddech uświadamiały ofiarę o pełnej gotowości do ataku.
      - Boisz się, że zrobię ci krzywdę? - zagaiłam, oblizując dolną wargę. Mrugnęłam do jednego z podopiecznych Christiana, lecz ten zdawał się tego nie zauważyć. - Przecież nie zabiłabym własnego męża, również mam zasady - to mówiąc, uniosłam serdeczny palec lewej dłoni i pokazałam srebrną, ślubną obrączkę, na której zostało wygrawerowane moje imię.
      - Przezorny zawsze ubezpieczony, kochanie. - Posłał mi jeden ze swoich olśniewających uśmiechów, którymi przez tyle lat podbijał serca potencjalnych kochanków. - Zawsze zastanawiałem się, dlaczego twój naturalny kolor oczu przebija się przez złoto.
      - Bo jestem młoda.
    - Bo jesteś bardziej ludzka, niż się wszystkim zdaje. - Oparł łokieć o blat, a następnie głowę o dłoń. - Już samo to, że uciekłaś, znaczy, że nie jesteś taką wampirzycą, jaką być powinnaś.
    - Zamknij się - rzuciłam, poprawiając kaptur płaszcza. Zmrużyłam oczy. - Nie wiesz, jak to jest umrzeć.
      Podniosłam się, piorunując go wzrokiem. Zarzuciłam kaptur na głowę, a obstawa Chrisa wstrzymała oddech. Dziwne, że zatrudnił prawdziwych do tak obłudnej roboty. Jakiś zmiennokształtny nadałby się lepiej, lecz prawdą było, że większość nieprawdziwych wolała kryć się za murami miast, gdzie - choć skrępowani surowym prawem - czuli się na tyle bezpiecznie, by prowadzić normalny tryb życia. Zawsze istnieją jednak wyjątki od reguły, w tym wypadku to wampiry stanowiły grupę o odmiennych poglądach. Większość krwiopijców wolała zabijać ludzi, niż pożywiać się leżącą już jakiś czas zwierzęcą krwią.
      - Może i nie wiem, jak to jest, ale uczucia, którymi darzysz tego chłopca...
    - Pamiętasz, jak byliśmy mali? - Położyłam dłonie na oparciu drewnianego krzesła i wbiłam w niego wzrok złotoniebieskich oczu. - To ty przygotowywałeś mi ciastka i bawiłeś się lalkami. Pozwalałeś używać na swojej twarzy matczynych kosmetyków. Raz nawet ubrałeś sukienkę.
    - Nie porównuj tych sytuacji - prychnął.
      - Dlaczego? Również uważam go za młodszego braciszka. - Uśmiechałam się podstępnie, szczerząc kły. Wampiry przez większość czasu zachowują się jak zwierzęta poruszające się na dwóch łapach. - Też go pilnuję, gotuję mu. - Zaginałam palce, wyliczając. Nie do końca wiedziałam, czy zajście za skórę Chrisowi nie skończy się przypadkiem obcięciem języka.
      - To ja sprawiłem, że ty i te twoje cholerne siostrzyczki przyszły na świat! - Również się podniósł. Po chwili uderzył pięściami w blat stołu, wywracając zastawę wraz z zawartością na podłogę. W śród złota jego tęczówek dostrzegłam czerwień, z którą ludzie kojarzą wampiry. - Wiedziałem, że twoja matka jest zdolna urodzić kogoś wyjątkowego, ale z początku utwierdzała się w przekonaniu, że dzieci mogą byc dla niej przeszkodą, a wraz z takim myśleniem traciła wyjątkowość płodu. Jednak nosząc ciebie pod sercem, wiedziała, że  nic już nie grozi ani jej, ani jej potomkom. Kiedy przyszłaś na świat, od początku wiedziałaś, że wszystko ci wolno.
      - To wcale nie tak...
    - Twoim pierwszym słowem było... Krew, Lisiu. - Uśmiechnął się szaleńczo. - Dokładnie. Rozlałaś czerwone farbki, a kiedy mama przyszła, ni stąd ni zowąd oświadczyłaś, że to krew.
      - Nie przesadzaj, dzieci mówią dziwne rzeczy. - Machnęłam ręką, odwracając się, tym samym pokazując, że rozmowa między nami skończona. - Zamierzam walczyć na własną rękę, ty mi nie pomożesz.
    - Masz rację, nie pomogę, bo nie ma w czym. Żyjemy spokojnie, co prawda bez ludzkiej krwi, ale aktualnie nie grozi nam wyginięcie. - Mogłam się założyć, że Christian przybrał jedną z masek obojętności. Nie miałam jednak ochoty oglądać jego fałszywej twarzy. - Pchasz się prosto w łapy śmierci.
    - Nawet spod jej łap dam radę uciec - rzuciłam, a w następnej chwili już mnie nie było. 





♥♥♥
Po tak długim czasie, wreszcie przybywam z rozdziałem. xD
Zlinczujcie mnie.
Mam nadzieję, że kolejny pojawi się o wiele szybciej i będzie o wiele dłuższy. 

2 komentarze:

  1. Kolejny świetny rozdział:) pisz dalej i ten no... czekam na następny

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo się cieszę, że dodalaś rozdział. Świetny jest. Ciekawe co Lisa kombinuje i dlaczego Christian nie chce jej pomóc. Przecież wyszła za niego. Mam nadzieję, że Key znajdzie przyjaciół w szkole. Już nie mogę się doczekać następnej części.
    Pozdrawiam ;)
    S.

    OdpowiedzUsuń