niedziela, 5 października 2014

Rozdział X

    Nikt nigdy nie dowiedział się, jak River dostała się do Ash Dale. Po prostu się tam znalazła, złożyła papiery i została pełnoprawną mieszkanką miasta. Wypatrywała Lisy na każdym kroku, jednak żmudne i bezsensowne było to zajęcie, gdyż obiekt poszukiwań dawno opuścił pierwsze pod względem wielkości miasto nieprawdziwych i wyruszył, aby zniszczyć łowców.
      River tymczasem postanowiła wtopić się w tłum i zatrudniła się jako nauczycielka wychowania fizycznego. Zaczynała w kwietniu, po wiosennych wakacjach. Uważała je za zbędne i niepotrzebne, lecz nieprawdziwi mieli dziwny tok myślenia oraz inaczej definiowali ludzkie słowa.
      Tak więc pierwszego dnia szkoły, w poniedziałek, nienagannie ubrana w strój godny nauczycielki wf'u, czyli w czarne legginsy i dresową bluzę w kolorze niebieskim, który podkreślał głębie jej oczu.
    Już na początku utwierdziła się w przekonaniu, że nieprawdziwi są takimi samymi zbereźnikami jak ludzie. Gdy tylko rozebrała się do podkoszulka, bo słońce raziło tego dnia niemiłosiernie, klasa trzecia, składająca się niemal wyłącznie z samych dziewczynek, zaczęła pogwizdywać, dając jej tym samym do zrozumienia, że chcą więcej. Obrzuciła ich wymownym spojrzeniem i rozpoczęła zajęcia.
      Kolejna lekcja nie zaskoczyła jej czymś nowym. Jeden dzieciak zdawał się dziwnie nie pasować do reszty, siedział na ławce i  na nikogo nie patrzył, nawet gdy ta kazała mu iść na boisko i grać kolegami w koszykówkę. Podniósł się z niechęcią, ale wykonał polecenie, nie rzucając nawet jednego spojrzenia w stronę nauczycielki. River poczuła się tym silnie zirytowana, lecz co mogła poradzić? Nastolatki to ciężki orzech do zgryzienia.
      Na przerwie obiadowej, kiedy dyżurowała w stołówce, zauważyła, że jednak istnieją pewne różnice między ludźmi a nieprawdziwymi. Ci drudzy nie dobierali się w grupki i wspólnie spędzali czas, nie marnując go na głupie kłótnie.
      W pokoju nauczycielskim River zrobiła sobie kubek kawy bez cukru i usiadła przy stole. Założyła nogę na nogę i próbowała przypomnieć sobie, jak to wyglądało, kiedy to ona codziennie rano szła do szkoły. Prywatnej, ale zawsze. Zachodnia Akademia po zlikwidowaniu gimnazjum była piękna i przypominała raczej hotel niż szkołę. Skąd wiedziała, jak Zachód wyglądał przed reformą? Miała swoje źródła.
      Po dniu pełnym gwizdów, zawodów i nieporozumień na przystanku czekała na autobus. Tuż obok niej, w mundurku Zachodniej Akademii, stał blondwłosy chłopiec, który najwyraźniej nie miał dziś zajęć wychowania fizycznego. Sięgała mu do połowy szyi i właśnie wtedy pomyślała, że dzieci potrafią szybko rosnąć. Wsiadł on jednak do pierwszego autobusu i odjechał w siną dal, pozostawiając kobietę z dziwnym wrażeniem, że gdzieś go już widziała.

    ***

    Analizowałam mapy wraz z Nickiem i Julianem, kiedy do domu wszedł Key. Od razu poznałam jego zapach i wyszłam mu na spotkanie, opierając się o ścianę w korytarzu. Zdejmował buty w wejściu, więc jego głowa z blond czupryną zwrócona była ku podłodze, jednak gdy tylko uporał się ze sznurówkami i podniósł na mnie oczy, wyczułam w powietrzu szczęście oraz nieprawdopodobne zasoby pozytywnej energii, którymi we mnie uderzył.
    - Lisa! - Zostałam objęta szerokimi, męskimi już ramionami i przyciągnięta do nadal nieumięśnionego torsu. Key, choć przypominał nastolatka, pod ubraniem wciąż był dzieckiem, co szczerze wywoływało we mnie uczucie radości. - Lisa, Lisa, Lisa! - Zaczął ciężko oddychać, wdychając mój zapach, a ja starałam się nie wejść do głowy chłopca. - To naprawdę ty?
      - Czy ktoś inny zmusiłby Nicka do odczytywania swoich dziwnych, krzywych notatek po francusku? - Odsunęłam się, posyłając mu uśmiech z kłami.
      Wyglądałam jak ja. Czarne włosy - związane w koński ogon, tak gwoli ścisłości - niebieskozłote oczy bez żadnego konkretnego wyrazu oraz jakiś pierwszy-lepszy wyciągnięty z torby dres. Tak, to z pewnością byłam ja, a nie podróbka.
      Key wyglądał za to oszałamiająco w mundurku Zachodniej Akademii. Krój nie zmienił się od lat, mimo to zdawał się ponadczasowy i leżał dobrze na każdym chłopcu. Stroje dziewcząt również zadziwiały wschodnią elegancją, jednak panny lubiły ozdabiać je niepotrzebnymi elementami, jakby sama krótka spódniczka nie kusiła zanadto chłopców.
      - Cieszę się, że wróciła - powiedział, a mnie ogarnęło przedziwne poczucie bezpieczeństwa. Przez chwilę nawet chciałam zmienić zdanie i zostać w Ash Dale już na zawsze. A wszystko to przez uśmiech ulgi Key. Biedaczek pewnie zamartwiał się, czy nadal żyję.
      - Ja... - zaczęłam, zerkając w bok. Key wyminął mnie wszedł do kuchni. Podążyłam za nim.
    Chłopiec rzucił spojrzenie w stronę porozrzucanych papierów, następnie wyjął z szafki paczkę krakersów w kształcie zwierzątek. Usiadł przy stole pod ramieniem Juliana i zaczął analizować mapy, marszcząc czoło i próbując zrozumieć bazgroły Nicka i Jula, którzy w odróżnieniu ode mnie nie starali się za bardzo.
    Wciąż dochodziły nowe kółka i nowe słowa. Ciężko westchnęłam, po czym dołączyłam do nich. Key posłał mi pytające spojrzenie, odgryzając żabie głowę.
      - To są mapy - odpowiedziałam na niewypowiedziane pytanie. - Są na niej zaznaczone miejsca, w których byłam i w których dostrzegłam działanie tych dziwnych czekoladowych...
    - Nadajników - dokończył Nick. - Zabraliśmy ci je, przyznajemy się. - Uniósł ręce w obronnym geście. - Jul znalazł je w sypialni już po twojej ucieczce i poddał dokładnej analizie. Po dostaniu się do żołądka, przykleja się do jego ścianki i wypływają z niego toksyny, które jakimś sposobem sprawiają, iż zaczynasz wierzyć w wampiry i inne stworzenia, a twoim celem staje się ich likwidacja. Zdaje się, że zawierają krew, ślinę i pot Łowców. Cóż, oni posiadają zdolność zabijania nas w genach, więc jeśli przekazaliby niewielką część swoich umiejętności ludziom, procent ich skuteczności powiększyłby się dwudziestokrotnie.
      Przełknęłam ślinę. Niedobrze. Nie przypuszczałam, że Łowcy są w stanie posunąć się do takich okropnych czynów. Zamieniliśmy się stronami, w walce nie chodziło o to, by przeżyć, lecz o to, by uratować ludzkość. Tym razem nie przed nami, nieprawdziwymi, a przed Łowcami - istotami w stu procentach ludzkimi. Ktoś kiedyś powiedział, iż życie na ziemi wkrótce się skończy, ale nie z powodu anomalii, z powodu jej „myślących” mieszkańców.
      - Bądźmy nimi - odezwał się nagle Key, wbijając wzrok w mapę. - Spróbujmy wczuć się w sytuację. To nie jest bunt, z całą pewnością nie. - Przejechał palcem wzdłuż czerwonej linii. - Gdyby tak było, już dawno panowałby chaos. Ktoś nimi kieruje i ten ktoś ma jasno określony cel.
      - Czerwony to trasa mojej podróży środkami publicznego transportu, kółka to miejsca, w których się zatrzymywałam, a zielone krzyżyki to atak łowców - wyjaśniłam, również przyglądając się mapom. Próbowałam rozszyfrować to długi czas, lecz świeże spojrzenie osoby bezpośrednio niezwiązanej z sytuacją zawsze polepszało sytuację.
      Key zamyślił się na chwilę, a jego oczy przechodziły z jednego elementu na drugi, podążając za palcem. Chciałam wedrzeć się do głowy chłopca, by wiedzieć, co kłębi się wewnątrz, jednak wolałam poczekać, aż sam wyjawi swe spostrzeżenia. Nie lubiłam naruszać prywatności moich przyjaciół. Key zaś był dla mnie kimś więcej niż przyjacielem, był jak brat, którego straciłam dawno temu.
      Nick i Julian najwyraźniej czuli się nieswojo, ponieważ od rana próbowali doszukać się logiki w całym narysowanym wykresie. Oczywiście - z marnym skutkiem. Tymczasem na twarzy Key z każdą sekundą pogłębiał się wyraz zrozumienia. Czyżby chłopiec tak szybko odgadł szyfr? Cóż, nie dziwiłam się. W końcu należał do ludzi, więc myślał tak jak oni.
      - Patrzcie - odezwał się w końcu, zaczynając od dołu mapy. Położył palec na cienkiej, czerwonej linii oznaczającej drogę pociągiem, a następnie przesunął go na cel podróży. - Przebywałaś wśród ludzi. Zakładając, że każdy, albo przynajmniej większość, z nich myśli teraz jak Łowca, rozpoznali cię po jednym zerknięciu. I oczywiście, mogliby zaatakować, tylko kto normalny nosi przy sobie broń, jadąc do pracy? Z całą pewnością istnieje jakiś procent ludzkości, który nie spożył ciastek i wciąż myśli normalnie, a dla nich drewniany kołek na odległość śmierdzący solą z całą pewnością nie wydałby się w porządku. - Chłopiec sięgnął do kieszeni i wyjął telefon. - I właśnie dlatego mają to. Każdy wtajemniczony w plan zapewne zna numer szefa, dzisiaj wszyscy komunikują się telefonicznie. Nie musiałaś słyszeć rozmów - wystarczy wysłać esemesa czy ememesa, a trzeba pamiętać, iż w zatłoczonym miejscu trudno dostrzec coś takiego jak wykonanie zdjęcia, tym bardziej, kiedy wampir ma pobudzony zmysł smaku oraz węchu przez zbyt dużą ilość pożywienia, na którą nie może się rzucić.
    Przyglądałam się mu zdziwiona. Jak... Skąd on wiedział, że w pociągach ciągle chciałam zabijać i skupiałam się, aby nie podgryźć pasażerów? Czyżbyśmy byli aż tak przewidywalni?
      - W ten sposób góra dowiadywała się, gdzie w tej chwili znajduje się obiekt - kontynuował, przenosząc palec na kółko. - I tu zaczyna się zabawa. Zauważ, że atakowano cię, kiedy przebywałaś sama. Tu, gdzie widnieją dwa kółka, jedno w drugim, musiałaś być z kimś, prawda?
    - T-tak. - Przerażała mnie dedukcja Key. Chłopiec miał dopiero trzynaście lat, a zdawał się widzieć więcej niż ja. Tak jak stwierdził Key, byłam z kimś, a tym kimś okazał się Christian.
      - Właśnie. - Key kiwnął głową. - Łowcy atakowali cię wtedy, gdy procent złapania cię wynosił więcej niż pięćdziesiąt procent. Mogli również toczyć bitwy z dwoma osobnikami, po prostu zebrać większą grupę, bo jak powszechnie wiadomo, wampiry nie są zbyt rodzinne, nie tworzą sfor jak wilki czy stad jak owce. Jesteście samotnikami i dbacie jedynie o własne dobro.    Zabolała mnie ta prawda. Doskonale zdawałam sobie sprawę z wampirzej natury, lecz nie sądziłam, iż tak bardzo jest to widoczne. Key mówił dalej.
    - Patrząc jednak na twoją obrączkę, śmiem twierdzić, że oboje walczylibyście ramię w ramię i chronili siebie nawzajem. - Uśmiechnął się. - Istnieje dość spore prawdopodobieństwo, że Łowcy chcą dostać w swoje łapska właśnie ciebie, a osoba związana z tobą węzłem małżeńskim to nie ich poziom walk. Wiedząc więc, iż nie mają żadnych szans, po prostu obserwowali z daleka. Jednak idąc tym tropem, dochodzę do wniosku, że co najmniej jeden Łowca znajduje się teraz w Ash Dale. Jeśli nie Łowca, to ktoś, z kim się współpracują. Jeśli śledzili Cię aż do miejsca teleportacji, wiedzą, w którą stronę się udałaś, a przynajmniej jak to wygląda z ich punktu widzenia. Uwierz mi, Liso, że w świecie technologii wszystko da się ukryć.
      Jego słowa i wnioski, choć niesamowicie pokręcone i z początku niezrozumiałe, zaczynały układać się w spójną, logiczną całość. Key mógł mieć rację. Łowcy udowodnili, że potrafią być bezlitośni i życie bezbronnych osób trzymają głęboko w... Odbycie. Lecz osobiście nie zostałam zaatakowana przez amatorów, lecz zawodowców po latach ćwiczeń. Niejeden uciekł, niejednego zjadłam. Mimo to wciąż dążyłam do celu.
      - Plan jest taki - zaczęłam nagle, kierowana nagłym przypływem ciekawości. - Julian uda się do Antonia i wyciągnie, kto ostatnio zameldował się w mieście. Nick przejdzie się po Zachodniej i Wschodniej Akademii, by wybadać teren. Nowi nauczyciele i uczniowie to nasz priorytet, a dyrektorzy cię lubią. - Puściłam oko do szatyna, który wyglądał na nico zdezorientowanego całą sytuacją. - Ja zaś wybiorę się do urzędu, by zgłosić swoją obecność. Zaczynamy od jutra. A dziś najedzmy się ciastek. Kto wie, czy kolejnego dnia dane nam będzie poczuć ich słodki smak?

    Sięgnęłam ręką ku pudełku z krakersami i wyjęłam kilka, aby następnie pożreć całą garść za jednym razem. 

♥♥♥

Dziwi mnie, że tak szybko udało mi się skleić ten rozdział. Zajęło mi to ledwie trzy dni, a jestem z niego całkiem dumna. >w<
A wy macie własne tezy związane z Łowcami? Podzielcie się.

1 komentarz:

  1. Rozdział świetny, bardzo mi się podoba. Widać, że Key się stęskmił, i to bardzo. Mam nadzieję, że rozwiążą to i wszystko wróci do normy
    Miłego dnia! :)
    S.

    OdpowiedzUsuń