Dzwonek nad drzwiami dał
znać staruszce ze ladą, że przybył klient. Pani Flanky uśmiechnęła się w naszą
stronę, pokazując nieskazitelnie białe zęby. Nie przypominała grubiutkich,
miłych panów z ludzkich cukierni, którzy zachęcali dzieci do kupna lukrowych
kotków czy piankowych króliczków. Pani Flanky nawet i bez tego zarabiała kupę pieniędzy.
- Elisabeth! Długo
cię nie było - zauważyła, układając ręce na ladzie. Bijące od niej ciepło
przywodziło na myśl babcie gotujące niedzielny obiad czy piekące piernik na
świąteczny stół. - Czyżby dieta? Chcesz się komuś przypodobać? - Zerknęła kątem
oka na Key pochłoniętego przez cukrowe ozdoby.
- A skądże. -
Machnęłam ręką, pokazując kły. Urosły nieco od ostatniej wizyty. - Po prostu
opuściłam na trochę Ash Dale.
- To by wszystko
wyjaśniało... - Zastukała palcami. - Ludzie z Rady zbierali informacje na twój
temat.
- Bo ktokolwiek cokolwiek o
mnie wie - prychnęłam, kręcąc głową i mrużąc przy tym niebieskie oczy. - Oni
się chyba nigdy nie nauczą.
- Być może - zgodziła się
ze mną, po czym cofnęła się o dwa kroki. - To co wam podać?
- Dwa kilo czekoladowych
ciastek, kilogram jakiś nadziewanych pierniczków, najlepiej białych, do tego
tort truskawkowy z wystawy - wyliczyłam, wyjmując portfel z kieszeni płaszcza.
- Już się robi. -
Pani Flanky zniknęła za białymi drzwiami, a ja przeniosłam czujny wzrok na
Key. - To straszne - oznajmił.
- Co takiego? -
zapytałam zdziwiona, nie wiedząc, co ma namyśli. Założył kosmyk włosów za ucho.
- Twój stosunek do
tej kobiety, do Nicka, do Jula... - Wyprostował się i spojrzał prosto w moją
niezmienną od lat twarz. - We Francji bił od ciebie chłód, nieważne jak bardzo
lubiłaś daną osobę. Tu wszystko wygląda inaczej. To miasto robi z ciebie
miękką, jednak wciąż trzymającą się jakoś całość. Ash Dale źle wpływa na
wampiry. Nawet ten cały del Canto. Już dawno stracił swój autorytet.
- Do czego
dążysz...? - zaciekawiłam się, unosząc brew.
- Dążę do tego, że choć
tego nie chcę, powinnaś opuścić Ash Dale. To miejsce jest dziwnie idealne i
muszę się dowiedzieć dlaczego.
Bystre, niebiańskie
oczy wpatrywały się we mnie wyczekująco, jakby szukając słowa potwierdzenia. Co
miałam rzec? Tak, wyjadę? Nie, uznaliby to za ucieczkę. Musiałam tu zostać
przynajmniej przez jakiś czas. I nie stracić wampirzego autorytetu. W porządku.
- Coś jeszcze? -
zapytała pani Flanky, wracając z pakunkami.
- Lisa, mogę to
wziąć? - Key wskazał palcem na cukrowego zająca.
- Oczywiście, dla
ciebie wszystko. - Było to jednocześnie odpowiedzią na poprzednie słowa i
chłopak chyba to zrozumiał.
Kiedy pani Flanky wręczyła
blondynowi słodycz, od razu zaczął ją ssać i gryźć. Rozum chłopca nie potrafił
zrozumieć, jakim cudem zrobiono z cukru taki wzór, w dodatku w odcieniach
szarości.
Zapłaciłam za
zakupy, chwyciłam papierowe torby i opuściliśmy kawiarni. Mimo to wciąż czułam
na sobie obcy wzrok analizujący każdy mój ruch.
***
River właśnie jadła
odgrzany w mikrofali obiad, kiedy zadzwonił telefon. Ospale podniosła się z
krzesła i odebrała aparat, opierając się o szafkę.
- Słucham -
powiedziała bez entuzjazmu, zerkając w stronę żółtego ryżu.
- Lisa wróciła.
Te dwa słowa sprawiły, że w
gardle kobiety stanęła gula. Ścisnęła mocniej telefon, jej oddech stał
się ciężki. Przed oczami widziała roześmianą twarz, różowe włosy okalające
rumiane policzki, błękitne oczy zerkające na wszystkich z przyjaźnią. River tak
bardzo kochała Lisę.
- Gdzie ją ostatnio
widziałaś? - zapytała, odwracając twarz w stronę okna, jakby mogła zobaczyć
Lisę przechodzącą przez jezdnię. - Jak wyglądała? Co miała na sobie? Nadal ma
czarne włosy? Widziałaś jej kły? Długie są? Czy była z kimś czy sama?
River wymawiała kolejne
pytania, nie ważąc na oddech, nie martwiąc się o coraz bardziej piskliwy głos.
Wreszcie zamilkła i dyszała, próbując dać swoim płucom jak najwięcej tlenu.
W słuchawce
rozbrzmiał słodki, dziewczęcy śmiech. Wypełnił całą przestrzeń, a River znów
wstrzymała oddech.
- Julian i Nicodemus
Fox - oznajmiła przeciągle, a następnie rozłączyła się, zostawiając ją samą z
głuchym sygnałem.
Jej Lisa tu jest.
Wróciła i być może już zostanie. W końcu miała szansę, aby wprowadzić swój
misterny plan w życie. Pracowała nad nim lata, szlifowała każdy szczegół, brała
pod uwagę każdą ewentualność i w końcu udało jej się stworzyć coś niemożliwie
trudnego do złamania. Plan idealny. Ze swoimi sojusznikami nie mogła przegrać.
Nie tym razem. Umysł River w dniu, w którym dowiedziała się o nieśmiertelności
Lisy, został zaprogramowany na dążenie tylko do jednego celu: znów przytulić
jej Elisabeth, a nie wstrętnego potwora.
Kobieta odłożyła słuchawkę,
po czym powróciła do posiłku, lecz tym razem odgrzewane danie smakowało dwa
razy lepiej.
***
Patrzyłem na nią i
widziałem miękką dziewczynę, która wcześniej dryfowała wewnątrz umysłu Lisy.
Czyżby Ash Dale tak bardzo ją zmieniło? A może jednak podmieniono wampirzycę i
tak naprawdę spacerowałem z podróbką, klonem? Nie wiedziałem, a każda
spekulacja stawała się gorsza od poprzedniej. Bałem się uwierzyć osobie, która
przygarnęła mnie i uratowała przed śmiercią.
- Wiesz - zacząłem,
nie mogąc znieść zawieszonej, gęstej ciszy między nami. - Chciałbym, abyś
kiedyś mnie ugryzła - oświadczyłem jak gdyby nigdy nic, wsuwając dłonie do
kieszeni. - Nie to, że od razu chciałbym być wampirem, tylko tak po prostu,
żeby poczuć, jak to jest.
Zatrzymałem się i
obejrzałem na Lisę, która stała jak wmurowana. W jej błękitnozłotych czach
malował się szok i głód. Doskonale widziałem ruch gardła - przełknęła ślinę, a
potem na powrót wróciła jej zimna i tak bardzo przeze mnie uwielbiana maska
obojętności. Wyszczerzyłem zęby na ten widok, lecz ta skwitowała to,
przewracając oczami.
Czułem, jak przez sekundę w
moim umyśle znajduje się ktoś obcy. Tyle wystarczyło, by dziewczyna odnalazła
intencje poprzedniej wypowiedzi. Natknęła się oczywiście również na kilka
innych szczegółów, przez które po chwili zaczęła się dyskusja.
- Naprawdę nie podoba ci
się moje aktualne nastawienie na świata? - zapytała, ale w jej głosie, twarzy
ani oczach nie wyczytałem niczego prócz obojętności. - Myślałam, że się
ucieszysz.
- Elisabeth, przyglądałem
ci się przez niemal cztery lata. Widziałem głód, obserwowałem cię w chwilach
bliskich szaleństwu. Kilka razy zdarzyło ci się wrócić we krwi, zwłaszcza na
początku. Ruszałaś wtedy do łazienki, mierzwiąc tylko opuszkami moje jasne
włosy. - Chciałem się przed nią otworzyć, aby i ona w końcu wyznała kilka
swoich sekretów. - Czasami zapominałaś wyłączyć laptop, a wtedy sprawdzałem, co
robiłaś. Byłem dumny ze sposobu, w jaki dobierasz swoje osoby, nawet jeśli
rytuał nie należał do najbardziej humanitarnego. Bo ja lubiłem ten lód w
oczach, lubiłem czuć twoją dominację, gdy przychodziłem kłaść się spać.
Lubiłem, kiedy uśmiechałaś się tylko do mnie, a reszcie świata wystawiałaś
środkowy palec. Traktowałaś mnie jak kogoś wyjątkowego, jak kogoś sobie
naprawdę bliskiego, a teraz jestem jednym z wielu. Pokazujesz kły każdemu tylko
nie mnie.
Stała i przyglądała
się, chyba nie wiedząc, jak zareagować. Zamrugała raz, potem drugi. W końcu
otworzyła usta, ale jedyne, co się z nich wydobyło, to powietrze, którego i tak
nie musiała wdychać. Pierwszy raz widziałem ją tak zaskoczoną.
- Chcesz zobaczyć moje kły?
- zapytała w końcu, a na jej twarz powrócił wyraz obojętności. Przymrużyła
oczy. - Chcesz, bym cię ugryzła?
- Tak - odpowiedziałem
pewnie.
To, co zrobiła w kolejnej
chwili, zaskoczyło nawet mnie, a myślałem, że ją znam. Złapała mnie za
nadgarstek, wyszeptała słowa potrzebne do łącznej teleportacji i po chwili znaleźliśmy
się w pokoju, który zajmowałem. Zdziwiła mnie ta cisza w domu, choć zwykle gdy
wracałem, Nick wyczuwał mój zapach i przychodził z pytaniem, czy aby nie jestem
głodny.
Lisa wyglądała na
pewną siebie. Wiedziała, co chce zrobić. Nie wiedziałem, czy się cieszyć z tego
faktu czy nie, uznałem jednak, iż lepsza wiedza niż działanie na ślepo.
Wampirzyca złapała
mnie w pasie i pociągnęła na łóżko tak, że siedziałem między jej nogami.
Powinienem coś powiedzieć, lecz słowa nie chciały opuścić moich ust. Tylko
policzki - ciepłe i czerwone - wyrażały mój stan. Poza tym ona i tak wyczuwała
niemal wszystkie emocje.
- Sam tego chciałeś
- wyszeptała mi do ucha. - Nie musisz się bać, będzie dobrze.
Zaledwie po kilku
sekundach poczułem na szyi jej ciepły język. Wzdrygnąłem się, ale najbardziej
zastanawiało mnie to, czy nie powinien być zimny - koniec końców Lisa nie żyła.
Moje myśli zajęła jednak zupełnie nowa czynność. Czułem kły, który wysunęły się
z dziąseł dziewczyny i zaczepiły o skórę. Po chwili już nie wiedziałem, czy
podjąłem dobrą decyzję. Po cały moim ciele rozniosło się ciepło, a ja musiałem
zagryźć wargi, by nie westchnąć. Kły wampirzycy wbiły się całe, a Lisa
pociągnęła łyk. Wyczuwałem krew przepływającą z mojego ciała do jej ust.
Było mi dobrze.
Łaskotki opanowały całe ciało, zwłaszcza w miejscu, gdzie Lisa trzymała swoje
dłonie, uniemożliwiając mi ucieczkę. W sumie, wątpiłem, bym miał jakiekolwiek
szanse na ucieczkę. Przecież Lisa w rzeczywistości była starszą...
W tamtym momencie zamiast
skupić się na istotnej rzeczy, zagryzłem wargi tak mocno, że prawie je
rozgryzłem. Poczułem, jak do krwiobiegu dostaje się wampirzy jad. Starałem się
nie wyglądać na osobę, którą rajcuje masochizm, ale jednak w znacznym stopniu
się nie dało. Poza tym byłem niemal pewien, że Lisa wyczuwa wszystkie emocje
tak, jak człowiek wyczuwa się zapach kurczaka lub frytek. Lecz wracając do jadu
- okazał się tak nieprzyzwoicie ciepły i przyjemny, iż po prostu wstrzymywałem
chęć westchnięcia, które mogłoby się z czasem przerobić w jęk.
Lisa oderwała ode
mnie kły, a ja - nieco zawiedziony - odwróciłem twarz w jej stronę. Widziałem
dwa ostro zakończone, długie zęby. Spływała z nich krew, a następnie skapywała
na brodę. Wyciągnąłem palec, wytarłem czerwoną ciecz, po czym go oblizałem.
- Nie wiem, co w tym
takiego wyjątkowego - odezwałem się sennie, mrużąc oczy. W ustach miałem tylko
posmak metalu. - Krew jak krew.
- Tak jak czekolada
jak czekolada, co? - mruknęła, nie przejmując się szkarłatem tęczówek.
Wyglądały co najmniej przerażająco, przyciągały jednak wzrok. - Smakujesz jak
jakieś warzywo.
- Ohohoho, to teraz
awansowałem do poziomu sałaty, ciekawe. - Ziewnąłem. Za oknem powoli robiło się
szaro. - Chcę spać.
- Idź, wątpię, bym
była w stanie teraz zasnąć. - Puściła mnie, a następnie jak małe dziecko
ułożyła na łóżku (subtelnie próbując ukryć krew na rękawach koszuli). -
Dobranoc, Key.
Nie wiem, czy mi się wydawało, czy może naprawdę
Lisa miała niepokojący wyraz twarzy, kiedy wymawiała moje imię. Czułem się
nieco onieśmielony całą sytuacją, ale z drugiej strony byłem dumny, ponieważ
dostałem, czego chciałem. A że nie tak wyobrażałem sobie całe zajście... Kogo
to obchodzi?
Odburknąłem jakieś „mhm”, a
następnie odbiegłem w stronę Morfeusza, wyciągającego rękę, by wziąć mnie w swe
senne objęcia.
♥♥♥
Rozdział jedenasty. Zastanawiałam się, czy ugryźć Key teraz czy potem, ale musiałam dać jakieś ciekawe wydarzenie, inaczej nie mogłam. x""D Bo inaczej w rozdziale wiałoby nudą.
Czeka ktoś na rozdziały?
Jasne, że czeka :)
OdpowiedzUsuńCiekawe co River kombinuje i czy ktoś się dowie o tym, że Lisa ugryzła Key'a?
Już nie mogę się doczekać następnej części.
Trzymaj się ;)
S.
Och nie! Ja chce jeszcze! :c
OdpowiedzUsuńJestem naprawdę zaciekawiona, czego dowiedziała się Lisa poprzez napicie się krwi Key’a? Bez wątpienia coś jest na rzeczy, czuje (i mam nadzieje) że Key nie jest zwykłym „prawdziwym”.
Opowiadanie wciągnęło mnie do reszty, a teraz z zapartym tchem będę czekać na kolejny rozdział c:
Czytało się prosto i ciekawie, były chwilę, gdy uśmiechałam się szeroko i takie, w których szok na mojej twarzy był więcej niż zdumiewający. Doskonale wczuwasz się w swoje postacie i dobrze to widać czytając twój wielce fajowskie opowiadanie :D
Dodatkowo uradowałaś mnie, gdy dowiedziałam się, że moja najulubieńsza i najukochańsza para gejów się pojawiła :P Nick odstawił gry? Ha! To jest dopiero szok, a sam fakt, że to Julian jest „Alfą” w ich związku nadal mnie zdumiewa.
No i Key, tajemniczy chłopak z niego, co? Naprawdę główkuje nad tym, czym i kim on jest?
Miałam już mnóstwo teorii, a jak wiadomo teorie w moim wydaniu są bliskie z szaleństwem, więc pominę moją zdumiewającą i dla wielu osób niepoczytalną wyobraźnie i przejdę od razu do tego, jak wspaniałe jest twoje opowiadanie – nie zdziwiłabym się gdyby powstał kult na jego cześć.
Albo choćby jakiś fanfiction :>
Pokochałam twoje opowiadanie i już zadomowię się tu na dobre jak pasożyt, bez trutek mnie stąd nie przepędzisz!
Po prostu piszesz tak wciągająco, że zapominam o całym bożym świecie, ale tak już na mnie wpływają wspaniałe i niedoceniane opowiadania! To tak jak z niesamowitymi książkami – czytam do ostatniej strony, zrywając dzień i noc, aby tylko ją skończyć (wiadomo wagary w to wliczone).
Twoje genialne opisy sprawiły, że sama mam chęć popracować z większym zapałem nad swoimi!
Pozdrawiam i jak zwykłam mawiać:
Życzę mnóstwo weny, długich godzin wytchnienia i niebrakującej motywacji do dalszego pisania oraz dużej dawki wspaniałych pomysłów!
P.S.
Też gram w słodki flirt c:
WOW... kolejny świetny rozdział i oczywiście że czekam na następny -A
OdpowiedzUsuń