poniedziałek, 5 maja 2014

Rozdział II


     Śnieg prószył już od kilku dni, więc całe miasto było pokryte całkiem sporawą warstwą mokrego, zimnego puchu. Co z tego, że zapewne niedługo się rozpuści i pozostanie po nim tylko wspomnienie? Błoto, wszędzie błoto, czyli francuska zima. Mimo to nie chciałam zabierać Key poprzez teleportację. Od pierwszego razu za tym nie przepadał. Choć kazałam chłopcu zamykać oczy, a on wypełniał moje polecenia, wciąż zbierało mu się na wymioty. Raz zwrócił śniadanie, gdy poszliśmy na zakupy. Ekspedientki dziwnie na nas zerkały, jednak poszłam z nim do łazienki i czekałam, aż skończy. Byłam dla niego jak matka, której nie pamiętał.
     Tym razem wybraliśmy komunikację miejską. Rozsiedliśmy się wygodnie w metrze, a Key zaczął nucić bliżej nieokreśloną melodię, ignorując zirytowane spojrzenia pasażerów. Tylko raz do roku pozwalał zabierać się na większe zakupy. W mojej szafie wisiało mnóstwo sukienek, spódnic i koszul, choć zwykle chadzałam w spodniach. Lubiłam kolekcjonować ubrania. Key nie przepadał za nowymi rzeczami - gdy mu coś przywoziłam, co najmniej miesiąc musiało przeleżeć w szafie i przesiąknąć zapachem mieszkania.
      Wysiedliśmy w centrum miasta. Czułam się tak, jakby wszystkie oczy były skierowane w moją stronę. Bałam się swobodnie poruszyć. Key też to chyba wyczuł, jednak żadne z nas nie dało tego po sobie poznać. Chłopak złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę jednej z naszych ulubionych kawiarni, gdzie sprzedawano najlepsze na świecie czekoladowe ciastka z bitą śmietaną.
     Przez szklane szyby dostrzegłam siedzących ludzi. Gawędzili ze sobą, jakby nic się nie działo. Tyle że ja to wyczuwałam, spiętą energię, którą można by złapać i pokierować wedle własnych zachcianek. Kiedy się wiedziało, iż wszystko na tym świecie stworzone jest z drgających cząsteczek, można było unaocznić każdą rzecz, nawet istotę żyjącą. Wystarczyło się tego nauczyć i, choć bez parapsychicznych umiejętności zajmowało to wiele czasu, wiele wampirów, ludzi oraz innych stworzeń posiadło tę umiejętność. Przez swoją niecierpliwość nie byłam w stanie jej zdobyć, ponieważ wieloletnia medytacja zabiłaby mnie od razu (jak nie mnie, to zapewne niewinnych ludzi).
     Nawet dzwonek, który rozległ się po otworzeniu drzwi, nie był w stanie odciągnąć od rozmów gości. Zignorowali całkiem fakt, iż ktoś wszedł, co jeszcze bardziej utwierdziło mnie w przekonaniu, że coś jest nie tak. Zwykle rzucali choćby ciekawskie spojrzenia. Kto ma czas o tej porze wyjść na miasto? Co na siebie włożył? A może to sekretne spotkanie, romans? Zachowanie to wydało mi się tak nienaturalne i sztuczne, że aż się skrzywiłam. Nawet sprzedawczyni, starsza kobieta z mysimi włosami, podniosła wzrok dopiero, gdy stanęłam przed ladą i przywitałam się radośnie.
      Dzień dobry, Elisabeth  powiedziała, uśmiechając się.  Dzień dobry, Key.
     Nietrudno było wmówić ludziom, że chłopiec jest moim młodszym bratem. Przynajmniej na początku. Stwierdziłam, że jeśli rozprowadzę plotkę, iż to nieślubne dziecko matki, nikt się nie dowie. Jednak kiedy zrównaliśmy się wzrostem, a z twarzy chłopca znikła dziecinność, uważano nas za parę. Teraz to ja przypominałam małą dziewczynkę.
     Poprosimy o to, co zwykle  odezwałam się, kątem oka zerkając po nieobecnych minach gości. Zajadali się czekoladkami w srebrnych papierkach. - Razy dwa - dodałam.
     To był eksperyment. Jeśli pani Bloom nie pamiętałaby, co zwykle zamawiamy, mogłam zacząć poważnie się denerwować. Zabrałabym Key w bezpieczne miejsce, bo o ile ja posiadłam prawie całkowitą nieśmiertelność, o tyle on był podatny na każde, nawet najmniejsze zranienie.
     Zagadka tkwiła w tym, że nigdy nie zamawiałam tego samego. Z każdą wizytą w kawiarni próbowałam czegoś nowego, szukałam ciekawszych smaków. Odkąd przygarnęłam Key, skończyłam z podróżami po świecie, tylko czasem odwiedzałam znajomych. Takie chwile z ciastkiem oraz owocowym naparem pozwalały powrócić do przeszłości. Ciężko było mi usiedzieć w jednym miejscu, co doprowadziło do próbowania - nawet jeśli zamawiałam czekoladowe ciastka, zmieniałam ich nadzienie, dodawałam krem albo posypkę.
      Proszę.  Kobieta dała mi plastikowy talerz wypełniony czekoladkami - tymi samymi, jakie spożywała reszta gości.
      To my... Weźmiemy na wynos  rzucił szybko Key, jakby odczytywał moje myśli.  Mam dziś urodziny i Lisa obiecała zabrać mnie do parku  wyjaśnił, szczerząc ząbki.
      Brzmiał tak szczerze... Nauczyłam dziecko posługiwania się kłamstwem, co ze mnie za opiekun? No tak. Ileż to razy ten chłopczyk widział, jak manipuluję listonoszami albo ludźmi z policji, kiedy sąsiedzi zgłaszali złamanie prawa  nikt nie pozwoli mieszkać samotnie piętnastoletniej dziewczynce. Po przybyciu Key już całkiem sytuacja zaczęła wymykać się spod kontroli. Według tych wszystkich ludzi dziecko wychowywało dziecko, a rodzice spali po zażyciu zbyt dużej dawki alkoholu. Wolałam pomieszać w głowach policjantom niż całej ulicy. A Key, biedactwo, przyglądał się wszystkiemu.
    Oczywiście.  Wyjęła niewielkie pudełeczko i przesypała do niego zawartość talerzyka. Następnie włożyła je do reklamówki i podała chłopcu. - Smacznego.
    Dziękujemy!  tym razem to ja się odezwałam. Złapałam Key za rękę i szybko wyprowadziłam z kawiarni.  Coś jest nie tak  wyszeptałam, idąc ulicą.
    Nie mogę zaprzeczyć.  Zerknął na mnie kątem oka. Czy dostrzegał zdenerwowanie? Strach? Całe szczęście za wampirze geny, inaczej spociłabym się.  Musimy się dowiedzieć, o co chodzi.
    Ja muszę się dowiedzieć, o co chodzi  poprawiłam go, zatrzymując się.  Albo zostawię cię w domu pod kluczem, albo... Albo zostawię u wujka.
     Nie lubiłam swojego brata, on zaś uwielbiał mnie aż za bardzo, czasem jednak kontaktowaliśmy się przez telefon - wciąż musiałam wiedzieć, co dzieje się w świecie nieprawdziwych, czy i kiedy mogę zapolować, nie martwiąc się o Łowców. Dziwnie było nazywać go wujkiem, gdy Key podawałam tylko suche informacje o rodzinie, jednak nazywanie go imieniem nie należało do moich ulubionych czynności podczas spaceru.
    Lisa, nie martw się o mnie, co?  Uśmiechnął się. Jak, do jasnej cholery, można uśmiechać się w takiej chwili? - Nie jesteś moją mamą, a za to, że sprawujesz nade mną opiekę, jestem ci bardzo wdzięczny. Pamiętaj jednak, nie stoję w miejscu, rosnę każdego dnia.
     Ale ty... Ale ja...
   Nie dane mi było najwyraźniej kończenie owego zdania, ponieważ zza rogu wybiegło dwóch mężczyzn. Jeden uzbrojony w krótki, idealny do rzucania nóż, drugi zaś w ostry, drewniany kołek. Czemu tak szybko? Aż tak im wszystkim zależało? A może to nie ich wola? Łowcy są w stanie zrobić wszystko, by dorwać ofiarę. Szkoda tylko, iż niespecjalnie pasowała mi rola owieczki.
    Działałam instynktownie. Tak jak ludzie unikali ognia, tak ja byłam gotowa zabijać. Nie minęło pięć sekund a znalazłam się przed mężczyzną z nożem. Tego musiałam pozbyć się pierwszego. Niestety, facet wiedział, co robi. Uderzał mocno i szybko, byleby tylko odciąć mi do siebie drogę. Wiedział, że gdy dopadnę szyi, będzie po nim. Nie przewidział jednak, iż również wyciągnę broń.
    Zza paska wyjęłam krótki, niepozorny, metalowy pręt. Wystarczyło jedno kliknięcie, a zmieniał się w dwumetrową, elektryczną broń, która - nawet jeśli nie mogła zabić - porażała ofiarę prądem, dając mi tym samym czas na ucieczkę. Otrzymałam to kiedyś od dziwnego, zarośniętego Roma, przebywając na festiwalu. Stwierdził, iż to idealne bojowe wyposażenie dla takiej damy jak ja.
    Twarz mężczyzny drgnęła, wpłynęło na nią szczere zdumienie. Kto by się tego spodziewał po Uciekającej Wampirzycy. Nie wolno oceniać ludzi po tym, że boją się śmierci.
    Drugi napastnik ruszył na pomoc. Biegł, trzymając kołek w gotowości, chcąc wbić go w moje serce. Ugięłam kolana, wciąż próbując dorwać faceta z nożem, oczywiście bez skutku. W chwili, gdy obaj znaleźli się dostatecznie blisko, odbiłam się i poszybowałam w górę. Wspomagała mnie umiejętność latania, dziękowałam teraz za tę medytację. Zrobiłam salto nad mężczyzną z nożem.
     Muszę przyznać, że bardzo często przeceniałam swoje umiejętności. Ot, pstryknę palcem i umiem wszystko. Kiedy jednak nie trenowało się od dobrych czterech lat, coś takiego jak pomyłka (albo lekkie niedociągnięcie, jak kto woli) zdarza się każdemu, nawet najlepszemu, a mistrzem bym siebie nie nazwała. Amatorem z kłami, o.
     Tak więc przechodząc do wydarzeń  oberwałam. Nie przemyślałam kolejnego ruchu przeciwnika. Byłam na tyle głupia, że dałam się ponieść. Łowca wyciągnął rękę, a reszta minęła szybko i jakby przez mgłę. Ostrze wbiło się w mój brzuch jak nóż w roztopione masło. Zakłuło, ale to jedynie pogłębiło noszoną w środku złość. Wystarczył moment  wściekłość wylała się niczym woda z rozbitego naczynia. Wylądowałam na zgiętych nogach i jednym zwinnym ruchem skręciłam mu kark. Mężczyzna opadł na ziemię z zastygłym oszołomieniem.
     Wyrwałam mu broń z dłoni. Był to krótki, jednak dość ciężki nóż. Używano takich do patroszenia zwierząt. Po co Łowcy taki sprzęt? Czyżby zmienili swe metody i teraz zabijali wszystko, co się rusza? Może, zawsze uważałam, że są nieco szurnięci. A zresztą - kto w tych czasach nie jest?
     W oczach drugiego napastnika dostrzegłam błysk strachu. Ooo, czyżby się mnie bał? Doskonale. Uśmiechnęłam się, pokazując kły. Patrząc na ciało przyjaciela, mężczyzna cofnął się. Strach w ludzkich oczach napawał mnie dumą. Byłam z siebie zadowolona, w końcu budziłam grozę.
    Spojrzałam na swój brzuch. Z rany sączyła się krew, piekło jak cholera. Trudno, pomyślałam, zaraz się zagoi, nie wybieram się na plażę w najbliższym czasie.
     No, chodź  powiedziałam słodkim głosem, przywołując Łowcę palcem. Przypominałam kruka. Ciemny, falujący płaszcz, czarne włosy oraz spodnie. Koszula stanowiła jedyne źródło koloru. Kiedyś biała, teraz czerwona.
      Jesteś potworem  rzucił, przygotowując się do obrony. Dzieliło nas ledwie pół metra.
     Nic na to nie poradzę.  Wzruszyłam ramionami, przybierając smutną minkę. Zabawa w kotka i myszkę, ach!  Przywykłam.
     Możesz umrzeć  stwierdził.
    To chyba boli. Nie przepadam za bólem.
   Zagadanie przeciwnika było jedną z podstawowych zasad. Kiedy nagle znikasz podczas rozmowy, nie wiadomo, gdzie się pojawisz. Z boku czy za plecami? A może nad głową?
    Przekonajmy się.  Wyszczerzył białe zęby.
   Był młody. Nie mógł mieć więcej niż dwadzieścia lat. Wysoki, umięśniony, całkiem przystojny. Kobiety kleiły się do takich, ponieważ potrafili całkiem nieźle całować, przynajmniej większość. No i pieniądze. Płeć piękna jest na nie bardzo łakoma, boją się zabrudzić rączki. Całe szczęście moje dłonie oblane szkarłatem wyglądały majestatycznie.
  Niczego nieświadomy mężczyzna wbijał we mnie wzrok błękitnych oczu. Nie, były raczej brudnoniebieskie, nie przypominały nieba w piękny, słoneczny dzień. W mgnieniu oka zmieniłam pozycję, jednocześnie rzucając odebranym Łowcy nożem. Potem stałam przed nim i uśmiechałam się uroczo, patrząc, jak ostrze przecina szyję, obryzgując moją twarz oraz górę od ubrania krwią.
     Drugi napastnik upadł na ziemię, prosto w kałużę bordowego śniegu. Brudne oczy, brudna krew. Coś im dano, coś, co zmieniło ich w myślące zombie, których celem stało się pokonanie wampirów, może również innych nieprawdziwych.
   Odetchnęłam głęboko, rozkoszując się zwycięstwem. To była łatwa walka. Niedoświadczeni Łowcy zawsze szybko przegrywali, nie mieli aż tylu bitew za sobą ani pojęcia, jak przechytrzyć wampira. A Uciekającej Wampirzycy nie da się przechytrzyć.
     Rozejrzałam się dookoła, szukając kolejnych potencjalnych ofiar. Dostrzegłam jednak tylko zbłąkanego, oszołomionego chłopca patrzącego wielkimi oczami. Ręce trzymał blisko ciała, dolna warga mu drżała, wzrok zaś wbił w białą bluzkę, którą włożyłam pod płaszcz. Teraz przybrała barwę szkarłatu, podobnie jak moje oczy.
     Key  wyszeptałam, robiąc krok do przodu. Nie cofnął się, stał w miejscu, czekając.
    Przebyłam dzielącą nas odległość w ciągu trzech sekund, a następnie wyciągnęłam szyję, by móc patrzeć na jego młode, lecz męskie rysy twarzy. Nie mogłam uwierzyć, że górował wzrostem.
     Ja... Przepraszam  wyszeptałam, pochylając się jeszcze bardziej.
    Wtedy poczułam silne ręce. Objęły mnie i przycisnęły do piersi chłopca. Słyszałam jego spokojne bicie serca. Nie wyczułam strachu, on po prostu oddychał spokojnie, z lekkim zdumieniem, może i podziwem.
      Lisa... Kocham cię.
    To był pierwszy raz, gdy na głos wypowiedział te słowa. Pierwszy raz od lat, gdy czułam się tak dobrze. Pierwszy raz, gdy myślałam, że mam więcej człowieczeństwa, niż się wszystkim wokół wydawało. Pierwszy raz, gdy nie wstydziłam się swojego wampiryzmu.
     To, że jesteś wampirem, że musisz pić krew, wcale nie jest takie straszne. Rozumiem to.  Gładził moje krótkie, ciemne włosy, jakby chciał uspokoić wzburzone nerwy. Działało. Czułam znikającą z oczu rządzę mordu.
     Key, musimy wybrać się do Ash Dale  wyszeptałam. Nie chciałam tam jechać. Ostatnia wizyta zakończyła się wykonaniem egzekucji na młodym Young'u, bo Antonio del Canto nie zgodził się na wykonanie tego wyroku. Odcięcie kogoś od nieśmiertelności wymaga wprawy wojennej, a ten szczur... Po prostu się bał. Poza tym wymazanie pamięci pannie Turtle również do miłych nie należało. Ale to było piętnaście lat temu, może coś się zmieniło.
      Poznam w końcu Juliana, o którym tyle opowiadałaś  stwierdził. Ucieszył się z tej wiadomości. Nie mogłam mu się dziwić, cztery lata trzymałam go pod kloszem, a w Ash Dale nie ma zagrożenia. Przynajmniej nie takiego oczywistego. Nikt nie zadarłby z Uciekającą Wampirzycą ani jej „młodymi”.
       Wątpię, byśmy byli bezpieczni w domu  stwierdziłam.  Idziemy już teraz.
    Odsunęłam się od niego, po czym głęboko odetchnęłam. Cynamon. Wzięłam Key za rękę i uśmiechnęłam się.
      Co rozłączone, stanie się jednością.

~♥~
Ech, mimo że mam CSS na akapity, ten nie działa i są nierówne albo w ogóle się nie robią, więc wybaczcie za ten krzywy wygląd ;;
Może być scena walki? Pierwszy raz pisałam coś takiego xD Poprawiałam ją dwa razy ;w;
Dziękuję serdecznie za komentarze i w ogóle ^.^

10 komentarzy:

  1. 1 raz i wyszło ci xD Przynajmniej moim skromnym zdaniem.
    Bardzo mi się rozdział podobał i nie mam żadnych zastrzeżeń. Trudno mi sobie go wyobrazić jako wyższego od niej, ale trudno xD
    Weny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lisa zatrzymała się, jeśli chodzi o fizyczny rozwój, a jako piętnastolatka była bardzo niziutka ;w; Nie martw się, w końcu zaakceptujesz ten fakt xd

      Usuń
  2. Rozdział cudny, bardzo mi się podobał. Już nie mogę się doczekać następnej części. Twoje opowiadania są świetne i ciekawe, więc wciągają i zachęcają czytelników do dalszego czytania. :)
    Życzę Ci dużo weny.
    Trzymaj się :*
    S.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Weny mi nie potrzeba, bardziej czasu na realizację pomysłów xD
      Ale dziękuję mimo wszystko :3

      Usuń
  3. Bardzo mi się podoba. Czekam z niecierpliwością na następny rozdział, wizytę w Ash Dale :)

    Weny :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Heh, scena walki, nie uważam, żeby były one najważniejsze (ależ oczywiście że żartuję!). Czekam na Ash Dale, by poznać na nowo ulubionych bohaterów, ale nie wiem czy Romi nadal tam będzie, w końcu minęło niemało czasu...
    Osobiście uważam że rozdział świetny, a twój styl est wielki, można naliczyć kilka małoważnych literówek, nie wiem do czego się przyczepić, oprócz: moim zdaniem reakcja chłopaka na to że jego przyjaciółka przed chwilą zabiła dwóch ludzi, na jego oczach jest trochę sztuczna.. ale nietrudno się dziwić chłopakowi wychowywanemu przez wampirzycę... Weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, reakcja Key jest tak cholernie nienaturalna xD Ale jak tworzyłam tę postać, to zrobiłam ją tak... Bezpłciowo. Bo ogólnie Key nie pamięta nic przed spotkaniem Lisy, a że ona jest nieźle szurnięta (tę postac wymyśliłam prawie cztery lata temu, więc trochę istnieje), to i biedny dzieciak powoli staje się szalony ;;

      Usuń
  5. Dasz radę dodać zakładkę ze spisem treści? Ciężko się manewruje na tele, by od początku zacząć czytać.

    OdpowiedzUsuń
  6. Dzięki, wcześniej nie było, a w wersji niemobilnej mnie ciągle z bloga wyrzuca.

    OdpowiedzUsuń