czwartek, 26 czerwca 2014

Rozdział V

     Na krześle siedział nie kto inny jak nieco podstarzały Daniel Turtle. Ciekawiło mnie, co jeszcze robił w tym mieście, ale skoro był zmiennokształtnym, mógł mieszkać w Ash Dale aż do nierychłej śmierci. A trzeba wiedzieć, że Daniel nie otrzymał pełnej mocy, gdyż lata mijały mu jak u człowieka. Potrafił jednak przyjąć dowolną formę. Zastanawiało mnie to przez pierwszy rok wyjazdu. Potem po prostu o tym zapomniałam.
Ale teraz Daniel wlepiał we mnie swoje złoto-niebieskie ślepia, jakbym zrobiła mu krzywdę! Ja tylko usunęłam wspomnienia jego siostrze przy drobnej zapłacie. Biedactwo pewnie myślało, o czym zapomniało. Nie da się bowiem usunąć wspomnień, można jedynie dać im odejść, lecz wciąż będą istnieć i wrócą w najmniej oczekiwanym momencie. Nie wyprowadziłam wspomnień Romilii na spacer, ja je zamknęłam na klucz za ciemnobrązowymi drzwiami, które idealnie wtapiały się w otoczenie.
     - Key, zobacz, co jeszcze możemy wziąć, to mój stary znajomy, zamienię z nim kilka słów.
Daniel nie wyglądał już jak zbuntowany nastolatek. Pojawiły mu się pierwsze zmarszczki na czole, oczy wyglądały na mądrzejsze, ust także nie wykrzywiał w ironicznym uśmieszku. Po prostu dorósł.
     Usiadłam na wolnym krześle, układając dłonie na kolanach. Wpatrywałam się w niego zapewne dwukolorowymi oczami, przez co przypominałam heterochromika. Moje prawe oko zawsze pozostawało niebieskie (chyba że piłam krew, wtedy stawało się czerwone), lewe zaś podczas zranień przybierało barwę brudnej pomarańczy.
     - Napiłabym się czarnej herbaty - zagadnęłam, wpatrując się w jego nieco ponad trzydziestoletnią twarz. - Takiej prawdziwej, indyjskiej, a nie podróbki sprzedawanej w supermarkecie.
     - Nie psiocz na nasz kraj, tylko się rusz. Słowami nic nie zmienisz, a jedynie upodobnisz się do gównianych polityków. - Skrzyżował ręce na piersi i zmrużył oczy. - Po co wróciłaś?
     - Oczekiwałam cieplejszego powitania, zwłaszcza od ciebie, Danielu. Ale cóż, niektórzy nie potrafią odpowiednio okazać uczuć. - Wzruszyłam ramionami, udając znudzenie.
     - O, poprę twoje słowa, Elisabeth, naprawdę. To denerwujące, kiedy ktoś na siłę udaję miłego, co? - Pokręcił głową.
     Dobra, może i mam wygórowane ego i oczekuję od wszystkich ciepłego powitania, ale to chyba normalne, prawda? Nawet od ludzi na ulicach oczekuje się nikłego uśmiechu. Sama osobiście nie obdarowywałam nim zwykłych przechodniów, ale swoje potencjalne ofiary już tak. No, ale wracając do zachowania - lubiłam wiedzieć, że ktoś na mnie czeka, dlatego tak bardzo polubiłam Key. Zdawał się uradowany, gdy słyszał jęk wydawany w salonie, gdzie zwykle lądowałam. Czułam to. Może i nie potrafiłam dokopać się do wspomnień, lecz dzięki temu skupiałam się na mniej ważnych częściach mózgu, na przykład na emocjach.
     - Dlaczego przyjechałaś?
     - Nie mam samochodu, za daleko, by jechać transportem publicznym. Poza tym ludzie śmierdzą.
     Uniósł brwi oraz lewy kącik ust. Wiedziałam, że ostatnie zdanie nieco go zdziwiło, skoro piętnaście lat temu pomagałam Julowi szukać prawdziwej. Za to krew miała słodką jak wanilia. Tak, ewidentnie smakowała właśnie w ten sposób. No a Key to zupełnie inna sytuacja. Tego nie dało się wyjaśnić głupiemu, śmiertelnemu nieprawdziwemu.
     - Więc w praktyce wcale tu nie przyjechałam - dokończyłam po kilku sekundach.
     - Po co więc pojawiłaś się w Ash Dale? Tu nie znajdziesz kolejnej „ludzkiej zabaweczki”.
     Ostatnie słowa znałam jeszcze zanim opuściły jego kremowe usta. Zacisnęłam dłonie w pięści i odetchnęłam głęboko; nie mogłam wszcząć awantury w kawiarni. Moje kły rwały się, by rozszarpać mu gardło. Głupi, nędzny zmiennokształtny! Czy wszyscy w tym cholernym mieście muszą uważać mnie za zimną sukę?!
     - Jak chcesz, to ty zostaniesz moją zabaweczką, Danielu. - Wiedziałam, jak go upokorzyć, wystarczyło zagrać na dumie. - Tak poza tym co słychać u siostrzyczki, hm? Przypomniała sobie, jak to jej kochany braciszek zaprowadził ją do lekko psychicznego Valentine'a? No bo bądźmy szczerzy, facet już dawno powinien być wtedy na prochach.
     Pokręcił głową. Nie podobało mu się moje myślenie, nie miał ochoty wysłuchiwać tego, co mam do powiedzenia. A szkoda. Najchętniej opowiedziałabym mu wszystko z takimi szczegółami, iż jego niczym niezmącone życie stałoby się nieco... realniejsze? Można by tak rzec. Dla mnie, wampira, normalne było, że ludzie umierają, giną, że rodziny się kłócą, a głupcy popełniają błędy i za nie płacą. My również przypłacaliśmy za częściową nieśmiertelność, a naszą ofiarą były dusze, które oddaliśmy w zamian za ten "dar".
     Często nie rozumiałam ludzi. Kiedy jeszcze sama byłam oddychającą istotą, często okłamywałam innych. Nie chciałam ich ranić, zwłaszcza matki. Chodziło głownie o szkołę, ale kiedy ta zaglądała do dziennika i spoglądała na marne oceny (co prawda poprawione, ale co ją to obchodziło?), obrywałam jeszcze bardziej. Ona uważała, że nie miałam powodów, by ukrywać takie rzeczy. Często się z nią o to kłóciłam. Tak samo o jej aranżowane związki. Uch, okropieństwo. Niby dwudziesty pierwszy wiek, lecz liczy się krew. Zazdrościłam normalnym dziewczętom, które w piątkowe wieczory wychodziły na imprezy w krótkich spódniczkach z wyzywającym makijażem, podczas gdy ja wdziewałam suknię zapinaną na pięćdziesiąt guzików, upinałam włosy w sztywny kok i pozwalałam zrobić niani idealny, subtelny makijaż.
     Sztywność biła z każdego członka mojej rodziny, kiedy wysiadaliśmy na miejscu przyjęcia. A potem godziny spędzone przy stole, uśmiechanie się i śmianie się z głupich żartów wyżej postawionych ludzi. Uch, nie, nie, nie. Zawsze marzyłam o byciu normalną nastolatką.
     - Nie bardziej niż większość ludzi w tym mieście, Elisabeth. - Uniósł do ust filiżankę, na którą wcześniej nie zwróciłam uwagi i upił spory łyk kawy. - Jesteś z zewnątrz. Wiesz, co się stało, że Rada postanowiła się ukryć?
     - Informacje kosztują - rzuciłam, uśmiechając się tajemniczo i pokazując kieł.
     - Po co ci pieniądze? I tak masz ich w bród.
     - Kto mówi o zapłacie pieniężnej? Zostaję tu na długo, będę potrzebować krwi. - Podniosłam się i wyprostowałam, zakładając kosmyk włosów za ucho jak grzeczna dziewczynka. - Daj znać, jeśli sprostasz cenie.
     I odeszłam. Tak po prostu, w końcu jego osoba była mi obojętna. Dołączyłam do Key stojącego przy zaszklonej półce z przeróżnymi pysznościami. Wpatrywał się w migdałowe ciasto z uroczym, cukrowym kotkiem na jako ozdobą. Chłopiec wydawał się zauroczony, tym bardziej, iż zapewne wiedział, że wszystko to zostało wykonane ręcznie, każdy najdrobniejszy szczegół, te realne, niewielkie oczka też.
     - Weźmiemy je - oznajmiłam, kiedy pani Flanky weszła z ogromną paczką. Nawet przez nią wyczuwałam zapach ciasteczek. - Całe.
     Musieliśmy chwilę poczekać, a gdy zapłaciliśmy, opuściliśmy sklep. Key wyglądał na zadowolonego, przynajmniej tyle. Niebieskie oczy Daniela odprowadzały mnie przez szybę aż do zakrętu. Poważnie zastanawiał się, czy nie zaproponować mi krwi. Z jednej strony to dobrze, gdyby się zgodził, przez jakiś czas nie musiałabym szukać potencjalnych ofiar. A informacji chce każdy.
***
     - Dzieńdoberek. - Mimo przyjemnego i słodkiego tonu głosu, moja twarz pozostała niewzruszona. Patrzyłam na twarz młodej recepcjonistki. Blondyneczka, niebieskie oczka, delikatna cera. Wiedźma pełnej krwi. Co robiła w budynku rady, skoro mogła sobie znaleźć lepszą pracę? - Poproszę o formularze. Dwa.
     Kobieta zmierzyła mnie zdegustowanym wzrokiem i podała plik karteczek oraz długopis. Odpowiedziałam jej niezbyt uprzejmym uśmiechem, po czym wróciłam do stolika, przy którym zostawiłam Key.
     Zaczęłam wypisywać wszystko z zawrotną prędkością. Znałam te papierki na wylot, za każdym razem trzeba było powiedzieć tym głupkom, iż się przyjechało i zostaje. Idioci. A niczego nieświadomi ludzie myśleli, że to najzwyklejszy urząd. Phi. To tu składało się wnioski o pracę, to tu przychodziło się z zażaleniami. To tu, w jednej z sal, odebrałam nieśmiertelność. Właśnie w tym miejscu wykonywano wyroki.   Co z tego, że rzadko zdarzały się przewinienia? To nic, kary wyrównywały czas. Nikt nie chciałby kilka razy w ciągu wieku oglądać śmierć i cierpienie podobnym sobie. Tak jak ludzie nie potrafią patrzeć na ból innych i odwracają wzrok, nieprawdziwi postępują tak samo.
     - Zanieś to tej ładniej pani i powiedz, że ma to przekazać Radzie - poprosiłam Key, wręczając mu uzupełnione kartki. Z obojętnym wyrazem twarzy podniósł się z krzesła.
     Gdy wrócił, poczekał, aż łaskawie podniosę tyłek i podążę w stronę drzwi. Wcale mi się nie śpieszyłam, wdychałam zapach tej napiętej atmosfery między mną a blondyneczką zza kontuaru.
     - Wcale nie jest ładna - rzucił, kiedy szliśmy ulicą w stronę domu Nicka i Jula. Parsknęłam śmiechem.
     ***
     - Spać - jęknęłam, ziewając i przeciągając "a", nawet nie zakrywając ust. Czułam się jak wśród swoich. Bo w końcu wśród nich byłam, wśród nieprawdziwych.
     - To idź, nikt ci nie broni. - Nick złapał za ciastko. Stał w samych bokserkach i zerkał przez okno, czy nikt nie kręci się przy wjeździe. - Kanapę masz pościeloną.
      - Muszę poczekać, aż Jul opuści łazienkę. Poza tym trzeba zmienić opatrunek, bo to cholerstwo nadal boli. - Podniosłam bluzkę i spojrzałam na zaczerwieniony bandaż. Wyglądało okropnie.
     W głowie miałam niejasną wizję czegoś, o czym zapomniałam. Czegoś, co było ważne i czym powinnam podzielić się z resztą, jednak wyleciało mi to z głowy. Ściągnęłam brwi, próbując sobie przypomnieć, w czym rzecz, ale z marnym skutkiem. Tylko w czyichś umysłach potrafiłam grzebać z taką łatwością.
     - Herbaty?
     - Z wielką chęcią.
     Usiadłam przy stole. Moja historia, będąca świetną komedią i horrorem, zmieniła się w dramat obyczajowy. Sielanka mi nie służyła. Od czerech lat siedziałam i nie robiłam nic pożytecznego. Chociaż... Ja nigdy nie robiłam niczego pożytecznego. Ciągle tylko grałam na ludzkich nerwach i bawiłam się z bogaczami w kotka i myszkę. Zawsze to ja wygrywałam i nigdy nie zaznałam smaku przegranej. Odrzucenia, smutku i samotności owszem, ale nie przegranej. I tym razem również postanowiłam wygrać. Nie wiedziałam jeszcze na czym polegać będzie gra wymyślona przez Łowców, lecz zapowiadało się ciekawie.
      - Jak ko­bieta widzi, że ktoś jest smut­ny, to nie mówi mu nig­dy „jes­teś smut­ny”. Tak głupio postępu­je tyl­ko mężczyz­na. Ko­bieta uda­je, że wca­le nie widzi smut­ku – i jest we­sel­sza, mil­sza, piękniej­sza niż zwyk­le. Wte­dy smu­tek mija* - rzucił nagle Nick.   
     - Co? - Podniosłam na niego wzrok.
     - Nigdy nie zrozumiem kobiet, wiesz? I tego, co robią z mężczyznami. Nawet na mnie, geja, działa ich urok. Wystarczy, że przyjaciółka się uśmiechnie, gdy mam zły dzień i zapominam o przykrościach. Jesteście nie do rozczytania. - Woda zaczęła się gotować, więc wystawił dwa kubki, wsypał trochę liści zielonej herbaty i zalał ją. - Mężczyźni są prości w obsłudze.
     Zapadała cisza, podczas której moich uszu dochodziło tylko cykanie ściennego zegara. Czas mijał, a Nick krzątał się po kuchni niczym prawdziwa gospodyni domowa. Doskonale wiedział, co gdzie się znajduje. I to była kolejna cecha, przez którą każdy, kto na niego spojrzał, zdawał sobie sprawę z tego, iż owy zmiennokształtny to gej, do tego gra stronę uległą.
      - Kobiet nie powinno się kochać w ten sposób, co mężczyzn. Kobiety są zbyt skomplikowane na takie uczucia. - Rozłożył się na krześle, wcześniej podając mi zielony kubek, po czym upił spory łyk naparu z liści mięty. - Zgodzisz się ze mną?
     - Zwracasz się do złej osoby, kocie. - Ujęłam gliniane naczynie w obie dłonie. Okazało się piekielnie gorące, lecz specjalnie mi to nie przeszkadzało. - Dawno nikogo nie kochałam.
     - Jestem pewien, że ten chłopiec choć w niewielkim stopniu zajmuje twoje serce...
     - Key to moje odszkodowanie za samotność - przerwałam mu. - Gdybym kochała, w tej chwili nie grzałabym waszych krzeseł.
     - Ale musisz przyznać, że są wygodne. - Jul wparował w piżamie i stanął za Nickiem, obejmując go ramionami. Wiedziałam, iż podsłuchuje, śmierdziało lisem i zmiennokształtną krwią na kilometr. - Wydaliśmy na nie całkiem pokaźną sumkę.
     - Na łóżko pewnie też - mruknęłam z uśmiechem.
     - W końcu to tam spędzamy największą ilość czasu.
     Tym, co mnie zaskoczyło, był bezwstydny pocałunek. Francuski pocałunek, jakby chcieli podkreślić miejsce pochodzenia swojego gościa. Miałam mieszane uczucia, lecz nie dałam tego po sobie poznać. Kamienna twarz zabójcy.
     Jednocześnie im zazdrościłam, ale i cieszyłam się wolnością. Będąc w stałym związku, nie było mowy o urzekającym uśmiechu skierowanym do obcej osoby, gdyż przez potencjalnego partnera mogłoby zostać uznane to za niewierność. Aktualnie żyłam chwilą i jakoś nie narzekałam.
     Patrzyłam na nich, nie okazując zniesmaczenia, nawet nie odwróciłam wzroku. Nie takie sytuacje widziały moje oczy. Mało która rzecz wywoływała we mnie wstyd. Co prawda o wielu sprawach wiedzieć nie chciałam. Na przykład tego, co robią nocą, dlatego żadnemu nie zaglądałam do głowy. Wolałam wydobyć informacje w bardziej humanitarny i bezpieczniejszy (przynajmniej dla mnie) sposób.
     - Jesteś nie fair - przyznał Jul, odrywając się od ust Nicka. - Lisa zasługuje na miłość. Może jest trochę egoistką, ale powinno się ją kochać jak każdego.
     - Nawet jeśli Lisa jest tak wspaniała, wciąż popieram swoją tezę.
     - Dupa. - Podniosłam się, dopijając herbatę. - Wasza gadka mnie nudzi. Idę się umyć i spać. A następnym razem nie wyskakujcie przy mnie z takimi tematami. Jestem wampirem z własnej woli, zabrano mi przy tym duszę, a co za tym idzie - serce zdolne kochać.
     Nie przejmując się wkładaniem kubka do zlewu, opuściłam pomieszczenie. Najgorsze, że musiałam się zapożyczyć. Nie chciałam jeszcze wracać do Francji, przynajmniej nie w tej chwili. Byłam wykończona, co czyniło mnie idealnym celem dla Łowców. Wyskoczyłoby ich ze trzech, czterech, a ja skończyłabym z kołkiem w piersi. Na szczęście Jul wszystko przemyślał - tak dobrze mnie znał - i zostawił coś, w czym mogłam spać. Dołączył nawet małą, różową karteczkę z napisem: "Nie krępuj się - co moje, to Twoje". Uroczo.
     Chłopcy mieli wannę. Z początku pomyślałam, jaki to niehigieniczne, jednak po chwili stwierdziłam, iż moje zabijanie też takie było. Wlałam więc wodę i zanurzyłam się w niej. Liliowy płyn zostawił cudny, delikatny zapach.
     Przyglądałam się ranie. Wyglądała okropnie. Nadal krwawiła, choć mniej. Szybko zabarwiła wszystko czerwienią. Za to pachniała cudownie. Dla wampira jego własna krew (no, może nie do końca jego) wymieszana z jadem to najwspanialsze, co w życiu czuje. A mimo to wampiry nigdy nie chciały zostać ranione. Dlaczego? Bo wtedy okrywały się hańbą. Musiałam pozbyć się jakoś tej szramy, najlepiej w tempie natychmiastowym, aby nikt jej nie zobaczył.


*Autorem cytatu jest Tadeusz Rittner.


♥♥♥
Zostanę zjedzona, wiem! Ale musicie mi wybaczyć, że nie dodaję rozdziałów ;; Nie mam czasu ich pisać. Na komputerze spędzam tyle czasu, co nic. Piszę w zeszycie, a potem muszę to wszystko ładnie przepisać, a czasem mam trudności z rozszyfrowaniem tego, co napisałam. xD
No, ale mniejsza.
Teraz uwaga, ogłoszenia parafialne.
Wyjeżdżam sobie na wakacje, więc o ile będę pisać, o tyle nie będę miała jak wstawiać. Po moim powrocie więc dostaniecie wszystko, co uda mi się napisać.
Pamiętam również o shocie z okazji urodzin, 31 sierpnia.~
Koniec ogłoszeń xD

6 komentarzy:

  1. Tak!!!
    Kolejny rozdział!!! I Eliza pamięta o moich urodzinach!!!

    ^Koniec emocyji^
    Zadziwiłaś mnie tym rozdziałem...
    Muszę napisać że czekam... bla bla bla... rozdział cudowny! Ple ple ple

    Szkoda że... rzadziej publikujesz.. ale nie będę Ci się wyżalał, bo nie chcę przypominać sobie tego co jest u mnie...
    Sprubuję zdobyć Ci nowych czytelników. ;)
    Baron Arald do najlepsiejszej bloggerki, którą czytał ( i pierwszej)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie zapominam o ważnych rzeczach~ Ale spokojnie z tymi wykrzyknikami xD
    Czym zadziwiłam? O.o Taka sielanka, nie? Cisza i tyle, jednak to dopiero początek.
    No, niestety, tak już jest, jak się bierze na siebie zbyt wiele obowiązków ;-;

    Wątpię, bym była "najlepsiejsza", ale czuję się zaszczycona, będąc pierwszą :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudny rozdział i fajnie że dodałaś.
    Pozdrawiam :)
    S.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy ja wiem, czy taki cudny...
      Pojawił się Daniel, a ja go mimo wszystko uwielbiam. Przed Ash Dale był jak mój brat.

      Usuń
  4. Fajny rozdział. Tylko wstawiaj częściej xDD
    No nie wiem co ci jeszcze mogłabym napisać. wszystko świetne :3

    Weny
    Lost Hero

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Daj mi czas na pisanie xD
      Ale nie jest tak źle. We Włoszech będę miała i mnóstwo czasu, i nowe miejsca do zwierzania, nowych ludzi do poznania, więc może uda mi się złapać do ucha kilka sentencji.
      Dzięki, może się przydać ;)

      Usuń