piątek, 4 lipca 2014

Rozdział VI

     W salonie było dość pusto bez telewizora, ale może po prostu za bardzo przywykłam do wygód panującej epoki? Wiedziałam, dlaczego go nie kupili, winę za to ponosił Nick lubujący się we wszelakich grach. I ja lubiłam niekiedy postrzelać do cyfrowych oprawców, lecz u niego przerodziło się to w nałóg. A nałogi nie są zbyt dobrze postrzegane u nieprawdziwych. Julian za bardzo kochał Nicka, by sprowadzić na biedaczka hańbę, więc odciął go od wszystkiego.
     Wytarłam włosy ręcznikiem. Kanapa się rozkładała, więc zyskałam dwuosobowe, całkiem wygodne łóżko. Najważniejsze, by dało się spać, pomyślałam, opadając na żółtą kołdrę. Włożyłam koszulkę Jula, ale pozostałam w swoich majtkach. Stwierdziłam, że jutro po prostu będę musiała wybrać się do domu i zabrać kilka rzeczy. Na sklepy za bardzo nie miałam co liczyć, pewnie ekspedientki również czyhają na wampiry i zamiast reszty dostałabym kołkiem w serce. Wszystko trzeba brać pod uwagę.
     Z moich informacji wynikało, iż na całym świecie są tylko trzy miasta w pełni zamieszkiwane przez nieprawdziwych, w tym Ash Dale. Nie wiedziałam jednak, jak się nazywają ani w której części Ziemi się znajdują, co dawało znikome szanse na ich odnalezienie. Nawet Ash Dale niełatwo się szukało, lecz w końcu jestem Elisabeth – wielka, pijąca krew wampirzyca od siedmiu boleści! Przyprawiam o ból głowy każdego, kto tylko znajdzie w sobie tyle odwagi, by podejść bliżej.
     Tak naprawdę wcale nie byłam uszczypliwa, wstrętna, chamska ani zimna, po prostu jak każdy inny obawiałam się reakcji reszty na moje zachowanie, a łatwiej ukrywać się pod maską okrucieństwa niż dobroci i miłości. Przynajmniej rzadko kiedy bywałam raniona. Nie tylko emocjonalnie, ale i w walce. Widząc przeciwnika, przybierałam straszliwy wyraz twarz: gniew, głód, pragnienie, chęć zemsty, pogarda. Wyglądałam po prostu jak wampir zabijający każdą napotkaną na swej drodze istotę z krwi i kości, nieważne czy stał przede mną człowiek, zmiennokształtny, wiedźma czy inne nieprawdziwe stworzenie. Czasem zastanawiałam się, dlaczego nazywają mnie Uciekającą Wampirzycą a nie Maszynką do Zabijania.
     Odrzuciłam od siebie wszystkie negatywne myśli. Zmieniłam opatrunek i podeszłam do krzesła, gdzie odwiesiłam płaszcz. Może to dziwne, ale przypominał mi o River.
     River była jedną z niewielu dziewcząt z wyższych sfer, z którymi naprawdę się dogadywałam, nawet jeśli różniłyśmy się wiekiem i poglądami. Ona – wysoka blondynka z włosami do pasa i pięknymi, błyszczącymi, błękitnymi oczami. Kiedy wchodziła na salę, wszystkie oczy zwracały się ku niej. Każdy krok stawiała z gracją i wdziękiem, jakby podłoga powstała po to, by dotknęły jej właśnie stopy River w kryształowych pantofelkach.
     Ja w tamtym czasie wyglądałam mizernie. Różowe, kręcone kosmyki sięgające ramion, wiecznie niezadowolona mina i łypiące na wszystkich spode łba niebieskie oczy. Nie należałam do osób pięknych i snobistycznych, raczej przeciętnych i cichych. Różniłyśmy się od siebie tak bardzo jak pies od kota: niby podobne, lecz wciąż różniące się.
     Szczerze? Zdziwiłam się, kiedy pewnego dnia zagadała do mnie na urodzinowym przyjęciu jej „narzeczonego”. Przywitała się jak na damę przystało, ale takie otrzymała zadanie – pokazać się gościom od jak najlepszej strony. Wyszło na to, iż przegadałyśmy całą noc, popijając szampana, choć żadna z nas nie ukończyła lat osiemnastu. Co z tego? Kelnerzy obsługiwali wszystkich, zwłaszcza dzieci bogatych rodzin. Rozmawiałyśmy o naszych życiach, o sztywnych zachowaniach, o polityce, której obie nienawidziłyśmy. Czas płynął, a my siedziałyśmy w jednym z pokoi, ramię w ramię, ocierając się udami. Wtedy nie zwracałam uwagi na takie szczegóły. Na pożegnanie obdarzyła mnie zbyt długim pocałunkiem w policzek.
     Jak to się stało, że spotykałyśmy się każdego wieczora, a w końcu zostałyśmy parą? Nie wiem, sama się zdziwiłam, gdy po raz pierwszy ujęła moją twarz w dłonie i złożyła na ustach delikatny pocałunek. Nie przypuszczałam, iż będę w stanie pokochać kobietę, a jednak. Z każdym dniem zależało mi na River coraz bardziej, tęskniłam, kiedy nie widziałam jej uśmiechu. Pragnęłam się do niej tulić i tulić. A River opowiadała wspaniałe historie. Nie wiem skąd, lecz dowiedziała się nawet o istnieniu Ash Dale i doskonale znała historię owego miasteczka, jakby przeczytała ją w książce.
     W tym czasie skończyłam piętnaście lat i pod pływem ukochanej zmieniłam się w dziewczynę uznającą swą urodę i wyższość. Zapragnęłam nieśmiertelności i bez konsultacji z River postanowiłam zostać wampirem. Świadomość ceny nieco bolała, ale czym jest strata duszy wobec wiecznie młodej, pięknej twarzy? Niczym. Nie wierzyłam w Boga, w Niebo i inne bzdety. Chciałam tylko uszczęśliwić samą siebie, chciałam zostać taka na zawsze.  I oczywiście znalazłam sposób na zrealizowanie egoistycznego życzenia.
     River się to nie spodobało. Kiedy po ucieczce z domu spotkałam ją pewnego dnia na ulicy i zaprosiłam na herbatę, zgodziła się z pewnym oporem. Czyżby obawiała się, że ją skrzywdzę? Może. A może po prostu miała dość rozkapryszonej pannicy. Niemniej piłyśmy napar z suszonych liści, gdy wyznałam prawdę. Zerwała się wówczas z krzesła jak oparzona, upuszczając piekielnie drogą filiżankę na niedawno wysprzątaną podłogę. Zaczęła płakać, lecz świadczyły o tym tylko błyszczące łzy na policzkach. Nazwała mnie potworem, istotą nieprawdziwą. Uznała, iż nie mam prawa bytu.
     - Kocham cię, dlatego nie spotykaj się ze mną więcej, nie szukaj, zapomnij – wymamrotała, podchodząc do drzwi. Chciałam coś krzyknąć, powiedzieć, zaprzeczyć, jednak nie dała mi dojść do słowa. – Naprawdę cię kocham, Liso. Tylko ciebie w całym tym świecie. Dlatego zapomnij, kochaj mnie nadal, ale zapomnij.
     I wybiegła, został tylko ten czarny, aksamitny płaszcz. W rzeczywistości była to peleryna, jednak ona zawsze nazywała ją płaszczem, a ja przejęłam to od niej. Jedyna pamiątka po pierwszej i wciąż trwającej miłości.
     Otrząsnęłam się ze wspomnień. Gdyby nie słowa Juliana, nie popadałabym w melancholię. Odeszłam od krzesła i ułożyłam się na łóżku, szczelnie otulając kołdrą. Jul nie rozumiał, jaką wielką krzywdę wyrządziłam River. Nie postąpiłam słusznie, zniszczyłam równowagę. Zasługiwałam tylko na wieczną, samotną tułaczkę, mimo to nie potrafiłam się na to zdobyć i wciąż poszukiwałam przyjaciół, znajomych, kogoś, kto byłby w stanie wywołać  uśmiech na pogrążonej w zmyślonej nienawiści twarzy.
     Ktoś cicho zapukał do drzwi i po chwili przed kanapą stał Key z wciąż wilgotnymi włosami. W ubraniach Juliana wyglądał przezabawnie, choć był wysoki. Grzywka wchodziła mu do oczu, więc spróbował odgarnąć ją dłonią. Z marnym skutkiem. Przyglądałam się, jak pełna determinacji mina zmienia się w żałosną i nieco skrępowaną.
     - Mogę z tobą spać? – wyszeptał, gdyż wiedział, że usłyszę. Rozchyliłam tylko kołdrę, a on wślizgnął się pod nią i przygarnął mnie do siebie, jakby czuł, iż potrzebuję bliskości i ciepła.  – Dobranoc – dodał, a ja uśmiechnęłam się delikatnie.
     Zasnęłam, wdychając zapach płynu do kąpieli. 
     ***

     Otworzyłam oczy i od razu tego pożałowałam. Słońce padało prosto na moją twarz, a z barku krwi w organizmie poczułam okropny ból. Delikatnie, by nie zbudzić Key (w nocy zawsze się odsuwał i spał niczym mały kociak), wygrzebałam się z pościeli i chwyciłam za płaszcz. Opuściłam salon, wkładając go na siebie. Chronił przed morderczymi promieniami jak nic innego.
     Czułam się okropnie, zbierało mi się na wymioty i ledwo trzymałam się na nogach. Podtrzymując się ściany, podreptałam do kuchni, gdzie oparłam się o blat stołu i zaczęłam dyszeć i pluć czerwoną cieczą. Nie pachniała krwią, raczej chemikaliami. Jul i Nick nadal spali, nawet w tak beznadziejnym stanie słyszałam spokojne oddechy dochodzące z piętra.
     Tyle że ktoś pukał i należało otworzyć drzwi.
     Zebrałam w sobie tyle siły, by wyglądać w miarę normalnie, po czym kroczek po kroczku dostałam się do celu. Potem pociągnęłam za klamkę i ujrzałam przed sobą blondwłosą, anielską postać. Najpierw skrzywiła się na mój widok, podczas gdy ja próbowałam wygrzebać z pamięci, kim jest dziewczyna. Potem dostrzegła czerwień i głód w oczach, zaczęła się cofać, ale było już za późno.
     - Elisabeth! – krzyknęła.
     Stanęłam za plecami Larissy Owen, nimfy wodnej, odgarnęłam jej włosy, po czym wbiłam kły w drobną, delikatną szyjkę.
     Jęknęła i z każdym łykiem coraz bardziej zaciskała zęby na dolnej wardze, by stłumić niechciane dźwięki. Smakowała tak wspaniale, tak czysto! Pierwszy raz czułam taki smak, okazał się nawet lepszy niż czekoladowe ciastka.
     Nieprawdziwych się nie gryzie. Łączące nas wszystkich więzi nieistnienia tego zabraniały, lecz w wielu przypadkach gryźliśmy się nawzajem dla zabawy, rozrywki czy nowych doznań oraz smaków. A ja bezkarność wyssałam z matczynym mlekiem, więc nie pytałam, czy mogę wbić kły czy nie. Po co, skoro i tak zrobiłabym swoje, a nim przejdę do czynów, widać to po oczach? Jasne, może się to wydać straszne i bezuczuciowe, ale takie są wampiry i choćbym pragnęła to zmienić, setki lat robią swoje.
     Chłonęłam każdą kroplę, aż stałam stabilnie na nogach. Wtedy polizałam dwie niewielkie ranki i zaczęły się zasklepiać. W tej samej chwili zostałam uderzona w policzek z siłą, o jaką bym Larissy nie podejrzewała.
     Nie przepadałam za nią. Taka delikatna i niby wszystko umie, wszystko wie, o wszystkich dba. W rzeczywistości kiepsko całowała i wolała ukrywać się za plecami innych, lepiej doświadczonych wojowników, by zwiać w odpowiedniej chwili z pola bitwy i zaszyć się w bezpiecznym miejscu. Nimfy to tchórze i każdy o tym wie. Patrzą tylko na siebie. Wyglądają pięknie i opowiadają historyjki o tym, jak to bronią swoich lasów, jezior, rzek, gór, czy skąd tak jeszcze pochodzą. Tylko nimfy ognia są w stanie walczyć, dobrze strzelają z łuków, lecz w nikim nie budzi to zdziwienia – jak ktoś wychowuje się w pobliżu wulkanu, musi umieć się bronić.
     Dostałam od Larissy. Od małej, bezbronnej Larissy, która podczas pierwszej wizyty w Ash Dale prowadzała mnie za rękę i opowiadała o większości miejsc. Pominęła tylko Słońce, nie omieszkała za to streścić historii Wschodu i Zachodu, a także Juliana, z którym poznała mnie zaraz po wypitej w kawiarni herbacie. Nie wiem, jak to się stało, lecz nasze relacje zepsuły się jakiś czas potem i Larissa zaczęła unikać mojej osoby.
     Zawsze zaczyna się pięknie, są uśmiechy, zabawne opowiadania, rozmowy do późna, a potem popełniam jeden mały błąd i wszystko się wali. Tracę kolejną osobę, na której mogłabym w przyszłości polegać. Zawsze zastanawiał mnie fakt, dlaczego do Antonia ludzie lgną, a ode mnie uciekają. Oboje zostaliśmy przeklęci, a mimo to on otaczał się nieprawdziwymi i ludźmi.
     Miałam serdecznie dość. Nie chciałam się tłumaczyć Larissie, Key ani chłopakom. Chciałam znów poczuć się wolna, nie musieć martwić się o czyjeś życie, zabijać kogo chcę. Skoro wszyscy uważają mnie za potwora, to postanowiłam nim zostać.
     Nie zważając na dość skąpy strój, zamknęłam oczy i przeniosłam się do domu we Francji.

     ***  

     Powywracane meble, porysowane ściany i zapach stęchlizny. Taki oto widok przywitał mnie we własnym domu. Zacisnęłam dłonie w pięści i pobiegłam na górę po zdewastowanych schodach. Oczywiście cała zawartość szafy została wypatroszona jak ryba i rozrzucona po sypialni, jakby do tego służyła podłoga. W takim wypadku wolałam się szybko stąd wynieść, zanim ktokolwiek (i cokolwiek) dowie się o mojej obecności.
     Złapałam za walizkę i zaczęłam pakować ubrania razem z wieszakami. Nie zwracałam uwagi na to, czy  są to ubrania moje czy Key, po prostu kładłam jednej ciuch i łapałam za kolejny, dopóki nie zapełniłam całej przestrzeni. Wtedy zapięłam zamki, wsunęłam spodnie na nogi, co by nie przemieszczać się z miejsca na miejsce w samych majtkach, a potem zeszłam do kuchni.
     Ktoś grzebał w lodówce, co było do przewidzenia. Ale znów łatwo było stwierdzić, iż wysłali niedoświadczonych, ponieważ kamera, którą włożyli w  niedojedzony tort, rzucała się w oczy jak żyrandol na suficie. Uśmiechnęłam się do niej, pomachałam, a następnie chwyciłam ciasto.
Wyjęłam łyżeczkę i zaczęłam jeść. Powoli. Nadal siedziałam na stołeczku, kiedy na mój teren wtargnęli Łowcy. Idiotyczne. Chcieli się bawić w moje gry.
     Złapałam za najostrzejsze noże, jakie posiadałam i usiadłam na blacie jednej z szafek.
Do kuchni wkroczyło trzech mężczyzn zaopatrzonych w pistolety na srebrne naboje oraz drewniane kołki. Śmierdziało solą na odległość, skrzywiłam się.
     - Dzień dobry. – Uśmiechnęłam się, jak na właścicielkę domu przystało. – Pomóc w czymś panom?
     Zmieniłam w ciągu chwili zarówno kolor, jak i długość włosów. Teraz wyglądałam trochę jak River.
     - Brać ją! – usłyszałam krzyk dochodzący z zewnątrz i uzbrojeni Łowcy ruszyli wraz z dźwiękiem dzwoneczków. W następnej chwili wszystko się zatrzymało (oprócz mnie), a na chwiejącym się stole siedziała kobieca postać w białej sukni.


~~*~~

No i pięknie, wspaniale, fantastycznie.
Tak ogółem to nie wiem, dlaczego dodaję ten rozdział. Nie wyszedł zbyt dobrze, końcówka to totalna beznadzieja.
Ale zapragnęłam podzielić się nim z wami, więc mam nadzieję, że skoro ja się postarałam i dodaję tak szybko, to Ty, drogi czytelniku, dasz znak życia. Proszę, chcę wiedzieć, kto czyta. Zostaw, proszę, głupi komentarz (nawet anonimowo) z napisem "Jestem tu", będę szalenie wdzięczna.
Prawdopodobnie niebawem pojawi się kolejny, mam trochę więcej wolnego czasu, to piszę.

6 komentarzy:

  1. Jestem tu XD
    To, żeś wymyśliła. Może w tym rozdziale było malo akcji, ale za to ile dowiedzieliśmy sie o Lisie ^^
    Z mojej strony bardzo dziękuję.

    Życzę weny
    Lost Hero

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 16 września przypada czwarta rocznica stworzenia Lisy. W tym czasie zdążyłam wykreować całkiem ciekawą postać, przynajmniej tak mi się wydaje~

      Usuń
  2. Czekam ns kolejjjny rozdział tak cudny jak ten XD

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział fajny. Dużo w nim było o Lisie i z tego się bardzo cieszę.
    Mam nadzieję, że nic jej nie zrobią.
    Już nie mogę się doczekać następnej części.
    Buziaki ;)
    S.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zraniona Lisa? Jak już raz oberwała, to potem wyżywa się na wszystkich, więc spokojnie, zabije każdego Łowcą.
      <3

      Usuń