niedziela, 9 listopada 2014

Rozdział XIV

Jedna sekunda. Dwie sekundy. Trzy sekundy.
River odsunęła się na długość ramion, przechyliła głowę jak za dawnych lat, po czym uśmiechnęła.
- Oj, Liso, nieśmiertelność uderzyła ci do głowy. - Zachichotała, po czym pogładziła mnie po policzku. Delikatnie, troskliwie. - Ale już niedługo się to skończy. I wszystko będzie jak dawniej.
Jej uśmiech, pełen nadziei i siły, wywołał dziwny dreszcz niepokoju. Co ona przygotowała? Co chciała zrobić? Nie wyglądała na kogoś zdrowego psychicznie. Zamglone spojrzenie. Przypominał kogoś, kto przez długi okres czasu siedział zamknięty w pomieszczeniu bez okien, popalając papierosa.
- I znów będziesz kochać moje oczy! - Obróciła się i wykonała dziecięcą, słodką minkę. Nie wyglądała zbyt... Normalnie.
- River... Sądzę, że muszę się już zbierać - powiedziałam ostrożnie, łapiąc Key za nadgarstek.
- Oczywiście. - Uspokoiła się. Wyprostowała, schowała ręce za plecami. - W takim razie do zobaczenia. - I wybiegła. Nie machając, nie krzycząc. Wybiegła bezgłośnie, wyglądając bardziej jak drapieżnik niż kobieta.
Podeszłam do ściany i zaczęłam w nią uderzać zaciśniętą w pięść dłonią. Skóra poczerwieniała, a farba nieco odprysła, jednak nie zamierzałam przestać. Musiałam się wyładować. Miałam ochotę kogoś zabić. Zatłuc. Brutalnie zamordować. Najpierw sprawić, by jego krzyki i błagalne jęki roznosiły się echem po pomieszczeniu, potem rozdrapać skórę aż do krwi, w końcu skręcić kark i wypić krew do końca.
Poczułam, jak długość moich włosów się zmienia. Sięgały teraz do pasa. Oczy również straciły swój dziecięcy, błękitny wyraz - zastąpiła go furia wyrażona wściekłą czerwienią. Ciężko oddychałam, próbując się uspokoić, jednak bez skutku.
Jak ona mogła... Jak... Dlaczego... Sama mnie zostawiła, złamała serce, a teraz co?! Myśli, że ot tak jej wybaczę? Nie da się kochać przez okrągłe dwadzieścia dwa lata osoby, która znikła i wszelki słuch po niej zaginął. Oczywiście, że o niej pamiętałam. Myślałam o River z wdzięcznością, gdyż otworzyła mi oczy, ale żeny nadal pałać do niej jakimś uczuciem...? Nie. Poza tym w ciągu tych lat umawiałam się z wieloma osobami. Co prawda nikt nie zdoła podbić mego serca, jednak zapomniałam o łączącej nas miłości. Wyparowała wraz z blondynką. No, teraz brunetką.
Już miałam kolejny raz uderzyć w ścianę, gdy Key złapał mój nadgarstek. Zawarczałam, rzucając mu wściekłe spojrzenie.
Tyle że wtedy ogarnął mnie dziecięcy smutek zmieszany ze zrozumieniem. Ujrzałam paryskie niebo, a wraz z nim kolejny fragment układanki.
- Zaatakujemy stąd - rzuciła kobieta odziana w czerń. Miała na sobie ciemną maskę, przez co nie widziałam twarzy. Głosu również nie potrafiłam rozpoznać: był władczy i ciężki, zmęczony. - Nim się zorientują, całe Lonlytown zostanie zmiażdżone. - Śmiech, lodowaty i bezduszny, wypełnił całą wolną przestrzeń.
Drugie miasto nieprawdziwych, najmniejsze, o którym słuch zaginął. Zostało napadnięte przez Łowców i zdmuchnięte z powierzchni Ziemi. Wszystkich mieszkańców zabito, domy, łąki i pola doszczętnie spalono. Nie miałam zaszczytu brać udziału w odsieczy, jednak potem słyszałam, że Sindy dorwała się wraz ze swoją sforą do dowódcy i rozszarpała go żywcem.
- Mamo - wyszeptałam delikatnym, chłopięcym wzrokiem, patrząc na kobietę. - Długo cię nie będzie?
- Daj spokój, młody - rzucił jeden z oblegających stój mężczyzn. - Mama ma ważniejsze sprawy na głowie.
- Jak zawsze - wymruczałam niezadowolona.
- Daj spokój, Enzo. - Kobieta machnęła ręką. - Nie zachowuj się jak dziecko.
- Nie zachowuj się jak dziecko, Liso.
Key przywrócił mi wzrok. Choć psychicznie byłam nieobecna ledwie ułamek sekundy, dla mnie było to kilkoma minutami. To, co widzi się w cudzych myślach, zawsze wydaje się ciągnącym się w nieskończoność filmem.
Chłopiec patrzył na mnie wyrozumiale, choć wciąż ze smutkiem. Nieco troski również dostrzegłam wśród błękitu tęczówek.
Wszystko zaczęło układać się w całość. Spójną całość. Brak łez podczas umierania z zimna. Niechęć do pomocy ze strony innych. Spokój, z jakim przyjął fakt mojego wampiryzmu. A teraz to rozplanowanie i odczytanie mapy. Fizyczna siła, którą niekiedy się odznaczał, a przede wszystkim silna psychika. No i głęboko zakorzeniona samotność, którą Key próbował zwalczyć spędzaniem nocy u mego boku. Brak matki musiał zostawić w nim nieodwracalne ślady, a ja idealnie nadawałam się na rolę rodzicielki.
Przyciągnęłam chłopca i przytuliłam do piersi. Doskonale wiedziałam, jak wychowuje się dzieci wśród Łowców Nieprawdziwych. Zabójczy trening, z którego większość nie uchodzi cało. Umierają z wycieczenia albo podczas prób sprawnościowych. Nikt nie ofiarowuje im miłości czy przyjaźni. Odkąd dziecko postawi pierwszy krok, jest szkolone, często izolowane od rodziców, by mogły wyzbyć się ludzkich uczuć i skrupułów. Robią z małej, niewinnej istotki potwora do zabijania.
- Już wiem, już wszystko wiem - wyszeptałam w ojczystym języku. - Teraz będzie tylko lepiej.
Zapadła cisza. Tylko miarowo unosząca się klatka piersiowa Key trzymała moje myśli w muzycznej klasie Słonecznej Akademii. Tylko smród kurzu przypominał, że mam cel.
- Zniszczę ich wszystkich - powiedziałam głośno, może trochę zbyt głośno. Key drgnął.

***

Kiedy wieczorem wróciliśmy do mieszkania chłopców, było ciemno i cicho. Słyszałam równomierne oddechy chłopców w sypialni. Cieszyłam się, że się pogodzili. W kuchni zastałam ledwo tknięte porcje misternie przygotowanej kolacji. A ja się tyle męczyłam nad tym posiłkiem! Cóż, zakochane pary są czasem naprawdę irytujące.
Sprzątnęłam, zrobiłam Key kanapkę, po czym wysłałam go pod prysznic. Zawsze dziwiło mnie, że wampiry się pocą. Naprawdę, daję słowo! Gdy River mi o nich opowiadała, wydawały się takie idealne. Tymczasem podczas bardziej wymagających wyzwać pot lał się z nas obficiej niż z człowieka. Nasze organizmy, przyzwyczajone raczej do chłodu niż ciepła, potrafiły rozgrzać się poprzez nienawiść czy negatywne emocje. Obojętne nam za to były upały, choć promienie słoneczne raniły skórę, a i zdarzały się przypadki, w których wampir spłonął. Osobiście lubiłam poranne spacery.
Gdy łazienka się zwolniła, wzięłam długą kąpiel. Prawie zasnęłam w wannie. W sumie nie utonęłabym, chyba że po jakimś czasie, gdyż oddychałam dla wygody, nie z obowiązku.
Na kanapie spał Key. Otulił się kołdrą i wyglądał jak małe, słodkie zwierzątko. Obok jego głowy leżał nieschowany przeze mnie wcześniej egzemplarz „Dumy i uprzedzenia”. Chłopak chyba czytał, gdyż książkę zostawiłam otwartą na zupełnie innej stronie. Cieszyłam się, że Key bierze się za dojrzałą literaturę. W ogóle był dojrzały jak na swój wiek. Co prawda tylko podejrzewałam, ile ma lat, lecz wierzyłam, iż niedługo odkryję całą prawdę.
Zasnęłam, wciąż mając przed oczami River. Porównywałam ją z tą dziewczyną sprzed lat, która podbiła moje serce. Zmieniła się nie do poznania. Oszalała. Dlaczego zawsze mam do czynienia z szaleńcami? Jak nie anioły, to pieprznięci czarownicy tęskniący za miłością, a teraz River. Karma. Odebrałam zbyt wiele żyć, teraz więc zsyłano mi samych szurniętych przeciwników.
Tak, River stała się moim przeciwnikiem. Coś kombinowała, a i ona miała smykałkę do snucia całkiem porządnych planów. Kiedyś rozpracowała styl drużyny koszykarskiej z Bordeaux, choć oglądała zaledwie jeden mecz na żywo. Wiedziała po prostu, co wstawić w odpowiednią lukę i dostrzegała to, co dla innych wciąż pozostawało poza zasięgiem wzroku.
Kiedy wstałam, słońce dopiero wschodziło, a Key nadal bezgłośnie spał.
Tak jak zwykle wygrzebałam się z pościeli, włożyłam płaszcz pozostawiony na oparciu fotela i opuściłam bezszelestnie salon. Nie powędrowałam jednak do kuchni, lecz na dwór, gdzie usiadłam na schodkach. Otuliłam się ciemnym materiałem, by nikt nie oglądał moich odkrytych nóg, po czym wpatrywałam się w słońce wychylające się zza budynków.
- Kiedy słońce jak co dzień budzi się - zanuciłam pod nosem, stukając bosą stopą w betonowy stopień - stoję przed tobą, uśmiechając się. Bo nim zachód przyjdzie, to wyznasz mi że, nasz związek wraz z mą śmiercią skończył się.
Piosenka należała do pewnej nietypowej nieprawdziwej, którą dane mi było spotkać w swym życiu. Nie należała do pięknych, lecz na pewno mądrych. Kiedy na mnie spojrzała, zaśpiewała właśnie te cztery wersy. Tak bardzo pasowało mi to wtedy do sytuacji z River, że poklepałam ją po ramieniu. Było to podczas wakacji. Jakieś dwa lata po tym, gdy stałam się wampirem.
Ktoś przejechał rowerem, śpiesząc się po świeże bułki. Jeszcze ktoś rekreacyjnie pokonywał określony dystans, truchtając po chodniku. Każdy miał jakiś cel, do którego dążył. Ja dokładnie określiłam swój wczoraj. Zniszczyć tych, którzy skrzywdzili Key, czyli Łowców. Podejrzewałam, że chłopiec zaczął się buntować albo był zbyt wątłej budowy, więc wysłano go do domu dziecka, gdzie niespecjalnie pasował, więc uciekł. Cieszyłam się, że właśnie tego dnia odwiedzałam tamtą kawiarnię. Kto wie, co robiłabym w tej chwili, gdyby Key nie pojawił się w moim życiu? Pewnie nie przyglądałabym się wschodzącemu słońcu w Ash Dale, pewnie nie spotkałabym River, pewnie nie miałabym zatwierdzonego związku małżeńskiego. Dobrze, że zdjęłam obrączkę, nim wyszliśmy. Gdyby kobieta ją zobaczyła, pewnie wpadłaby w szał, a wtedy nie pozostałoby mi nic innego, jak pozbawić ją życia.
Westchnęłam.
Nie pozostało mi już nic innego jak atak? Owszem. Przynajmniej wiedziałam, kogo atakować.

***

Antonio wpatrywał się w złowrogie, czerwone tęczówki Christiana Livest, który zaszczycił jego dom swą obecnością. A jak wybrzydzał, gdy wampir podawał mu kapcie. Chris zaliczał się do osób wybuchowych i łatwo denerwujących się, dlatego niewywiązanie się z umowy kosztowało. I to dużo.
- Dobrze, jeden plan się nie udał. - Chris usiadł na kanapę, oddychając nieco spokojniej niż kilka sekund wcześniej. An dotknął rozoranego pazurami policzka, błagając, by zaczęło się już goić. - Przecież mamy jeszcze jedną broń, czyż nie? - An skinął głową. - Wyśmienicie.
Antonio zawsze uważał wampiry żyjące w odosobnieniu za dziwaków. Osobiście wolał życie w stadzie i żałował, że nie został wilkołakiem albo zmiennokształtnym. Niemniej jednak trzymał się bliżej osób o zwierzęcych zachowaniach, dlatego tak bardzo pociągał go Julian. Miał w sobie wszystko, co kręciło latynoskiego wampira. I choć niejednokrotnie złamał mu serce, wciąż nie mógł zapomnieć o wspólnie spędzonych chwilach.
Antonio opadł na fotel, powstrzymując się od westchnięcia. Nie chciał, aby Christian pomyślał, że jest uciążliwy, a właśnie taki był. On i ta cała River, którą wytrzasną niewiadomo skąd. Nie była ani ładna, ani nie pachniała smakowicie. Gdyby chociaż pozwolono mu się w zamian za pomoc napić jej krwi, ale nie, bo przecież to takie okropne! Dla niego, prawdziwego wampira, krew była pożywieniem i dawno przestał się z tym ukrywać.
- Nasz plan schyla się ku końcowi, nie sądzisz? - zagadał Chris, zaczesując jasne włosy do góry. - Niedługo Lisa będzie w naszych rękach i wszystko się skończy.
Wezbrała w nim wściekłość. Ucieszył się, że Christian nie potrafi czytać w myślach. Wszyscy bowiem uwielbiali Lisę. Lisa to, Lisa tamto. Co było w niej takiego pociągającego? Ni to piękne, ni powabne, ni mądre. W oczach Antonia dziewczyna, a raczej kobieta, stanowiła tylko przynętę. Potwór w dziecięcym ciele. Jak w ogóle można pokochać potwora? Słyszał ktoś o tym? An ciągle wyrywał sobie włosy z głowy, myśląc, co takiego w niej jest, że każdy nieprawdziwy wstrzymuje oddech na dźwięk jej imienia. Niestety, nigdy się tego nie dowiedział. Z jednej strony żałował, a z drugiej się cieszył, bo gdyby znał przepis na sławę, pewnie by w niej utonął i wpadł w kłopoty tak jak wampirzyca.
- Nie mogę się już doczekać tego małego przedstawienia - rzucił An, lecz brzmiało to bardziej jak syk węża niż ludzkie słowa.

***

W sumie nie wiedziałam, od czego mam zacząć. No, to znaczy doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że muszę odnaleźć Christiana i odciąć mu łeb za to, że pośrednio szykanował Key. Zdawałam sobie jednak sprawę z ogromnej przepaści między naszymi umiejętnościami, bo kiedy ja zajadałam się ciastkami w kawiarni, on ciężko trenował. Dlatego też tego dnia wybrałam się z Nickiem, który miał wolne, do siłowni.
Jakież było zdziwienie mężczyzn, gdy dziewczynka wyglądająca na nie więcej niż piętnaście lat radziła sobie lepiej niż oni! Większość nie wytrzymała wstydu i po prostu przeniosła się do sąsiedniej sali, a zmiennokształtny śmiał się, opierając na ścianie. Zrobiłam serię brzuszków, wciąż pamiętając o zimowej ranie. Co prawda zagoiła się, jednak stwierdziłam, iż wątłe, dziecięce ciałko w niczym mi nie pomoże. Postawiłam sobie za cel posiadanie widocznych mięśni. Nie znałam się co prawda na treningach, ale mój nauczyciel wychowania fizycznego zawsze powtarzał, że brzuszki są najlepsze. Tak więc najpierw zrobiłam dwieście, by następnie zrobić krótką przerwę. Nick zachwycał się nad moją wytrzymałością. W rzeczywistości kropelki potu już dawno zamoczyły moje włosy, których długości nie modyfikowałam od wczorajszego wieczoru. Wyglądałam więc jak zjawa w długim kucyku.
- Chyba pierwszy raz masz na sobie dres, co? - rzucił zmiennokształtny.
- Żałuj, że nie widziałeś mnie na szkolnym wfie.
Chłopcy za mną nie przepadali w podstawówce. Nigdy nie wiedziałam, co zrobiłam nie tak, czym ich denerwowałam. Po prostu tak było. Niestety, jako niska dziewczynka o wątłej budowie musiałam znaleźć sposób na obronę. Wykorzystałam wtedy silne nogi i uciekałam. Nikt nie był w stanie mnie prześcignąć. Może to dlatego, gdy zostałam wampirem, wolałam zniknąć niż rzucić się w paszczę lwa? Przyzwyczajenie.
- Powinnaś mówić do mnie wujku - oznajmił. Żałowałam, że znajduję się tyłem.
- Akurat - prychnęłam, podciągając się na drążku. - To, że jesteś starszy, nic nie znaczy.
Pamiętałam sytuację sprzed piętnastu lat, kiedy to wspólnie postanowiliśmy dać Maximilianowi Larch nieco normalności w Ash Dale. Umówiliśmy się zgodnie, że Julian i Nick będą udawać nastolatków, a nie wiekowych potworów. No i wtedy się udało. Max naprawdę pomyślał, że chłopcy mają po szesnaście lat.
- Już się nie mogę doczekać, aż zostanę ojcem - powiedział, rozpływając się w marzeniach. Wychyliłam się, by móc spojrzeć na jego twarz. Uniosłam brew.
- Świat się kończy - stwierdziłam. - Od kiedy to dzieciom daje się dzieci?
Nick wystawił język, ale uśmiechnął się.
- To samo tyczy się ciebie.
- Kobiety szybciej dojrzewają - odgryzłam się. - Musi minąć jeszcze kolejne sto lat, byś był na moim poziomie intelektualnym.
- A umrzeć przez łaskotki to ty nie chcesz? - zagaił, kręcąc głową.
- Nie... Wujku. - Zachichotałam, powracając do wcześniejszego zajęcia.
Czasem fajnie mieć takich przyjaciół jak Nick i Julian. Ten pierwszy zawsze zachowywał resztki humoru i potrafił rozbawić w najbardziej żałosnych momentach egzystencji. Jul za to rzucał dobrą radą, gdy pojawiało się zwątpienie. Dopełniali się, a ja byłam wdzięczna losowi, że nie zsyła mi jednak samych psychopatów. 



Huhuhuhu. NbH ma już 62 strony czcionką 11. xD

3 komentarze:

  1. Trzy razy musiałam przeczytać to, co wyłapała Lisa i nadal mam mętlik w głowie i zastanawiam się, czy dobrze zrozumiałam? Key jest synem łowców? Tego się nie spodziewałam, obstawiałam wilkołaka albo anioła >.<
    Ty naprawdę umiesz szokować ludzi, ale jeszcze bardziej zdziwiło mnie szaleństwo River, bo do tej pory myślałam, że nie jest aż taka szurnięta, ale sama już nie wiem, co sądzić o tej łowczyni. Po prostu jej nie lubię.
    Gorzej jest jeżeli chodzi o Antonio, bo tego krwiopijcy po prostu nie cierpię, chętnie napełniłabym kilka baloników z wodą święconą i uznało go jako swoją żywą tarczę, oczywiście jeżeli, to działa na wampirów w twoim opowiadaniu, bo jeżeli nie to zostaje zrobienie kilku drewnianych naboi... naprawdę zaczynam mówić, jak jakiś psychopata -_- Jednak mam ku temu powód - Antonio.
    Grr... jak ja go nie lubię i bardzo dobrze temu draniowi, że nikt go nie lubi! Nieprawdziwi wiedzą, kto ma jad zamiast serca!
    Takie emocję we mnie wzbudziłaś w tym rozdziale, że mała głowa. Naprawdę super, że tego samego (chyba) dnia dodałaś po jednym rozdziale dla każdego ze swoim blogów :D Jestem uszczęśliwiona, jak również pod wrażeniem twojej twórczości.
    Nie dziwie się więc, że będę nieco obrażona, że zrobiłaś z Lisy mamusie ;-; Czemu to zrobiłaś? Ja tak marzyłam, że Key i Lisa się w sobie zakochają, a to złamałaś tą moją wyimaginowaną miłość jak gałązka... a co tam, dalej będę w to wierzyć, bo wiara czyni cuda!
    Jak zwykle życzę dużo wolnego czasu i jeszcze raz dużo, dużo wolnego czasu jak również dodam: dużo, dużo, dużo wolnego czasu :D Bo tego naprawdę potrzebujesz, jak również masę wspaniałych pomysłów, również wspaniałych, co dotychczasowe =)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Key jest synem Łowców. W późniejszym czasie dowiemy się całej jego historii. ;w;
      River jest... Specyficzna. Zauważyłaś, że w każdym moim opowiadaniu jest szaleniec? W Normalnej był Valentine, a teraz mamy River. Po prostu karma spada na Lisę. xD Poza tym ja lubię pieprznięte postacie. ^.^
      Antonia da się lubić, naprawdę. On jest po prostu nieco skrzywdzony przez los.
      W sumie to Bee dodałam wczoraj (sobota), a NbH dzisiaj (niedziela), bo rozdział zaczęłam pisać wczoraj wieczorem, oglądając Epokę Lodowcową. xDDD Po prostu wiedziałam, że jak go dziś nie dodam, to będę miała opóźnienie.
      Phi. XD Ostrzegałam, że w NbH nie będzie większego romansu. xD Wszędzie jest miłość, więc i tu ją wklepałam, jednak nie ma ona pierwszego miejsca. No, jest egoizm River i Christiana, ale no. xd

      Usuń
  2. http://opowiadaniaomilosciprzyjazni.blogspot.com/
    Zapraszam, dopiero zaczynam. :)

    OdpowiedzUsuń