sobota, 15 listopada 2014

Rozdział XVI

Jasnowłosy, znudzony chłopiec wpatrywał się w rysunek ślicznej, drobnej blondynki, która uśmiechała się, obnażając kły. Mimo krwi na ustach wciąż uważał ją za niegroźną, dla niego była tylko osobą bez duszy. Dobrą osobą bez duszy.
Énzo podniósł się z krzesła z niemym westchnięciem i spojrzał na pustą salę. Jako jedyne dziecko uczuł się na Łowcę, inni rodzice woleli nie wysyłać swoich dzieci na pewną śmierć, ale jego matka... Jego matka zawsze miała fioła na punkcie zabijania nieprawdziwych, jednak on nie widział w nich zagrożenia. Bał się jednak wypowiedzieć na głos te słowa.
Zamknął książkę i pochwycił ją mocno. Jak na dziesięciolatka miał wyjątkowo dużo energii. Nie miał do czynienia z innymi dziećmi, spędzał czas na nauce i treningach, przechodząc w kółko ten sam tor przeszkód. Mógł go pokonać z zamkniętymi oczami w mniej niż minutę, jednak nie chciał tego pokazać. Wiedział, że gdyby ktokolwiek poznał jego prawdziwe, naturalne predyspozycje, wysłaliby go na front. Nie chciał mieć na palcach krwi niewinnych.
Poczłapał do swojego pokoju. Odłożył książkę na stosik podobnych, po czym wyjął z szafy przypadkową koszulkę. Nie przykładał wagi do czegoś takiego jak ubiór, skoro widywali go tylko podwładni matki, którzy byli do najmniej okropni. Zwłaszcza na treningach nie chciał wyglądać dobrze.
Tego dnia wszystko się popsuło.
Zdejmując koszulę, Énzo jak zwykle zamknął oczy, nie chcąc oglądać swoich pokaleczonych ramion. I tak wszystko goiło się na nim jak na psie. Stwierdził, że nie będzie się tym przejmować. Zmienił więc strój i po raz wtóry przyjrzał się swojej wątłej postawie w ściennym lustrze i prychnął. Jakże doskonale potrafił ukryć swe walory.
Kiedy pojawił się na sali, dwaj brodaci mężczyźni obrzucili go lekceważącymi spojrzeniami. Zignorował ich i bez słowa stanął przed pierwszą przeszkodą. Polegała ona na wdrapaniu się na powieszony metr nad ziemią drążek, a następnie przejściu go na rękach.
Jeden z mężczyzn gwizdnął, włączając stoper. Énzo powoli pokonał drabinkę, a następnie, udając strach, zaczął przesuwać się powoli po drewnie. Wewnątrz jednak śmiał się z głupoty Łowców.
Po skończonym treningu, czyli jakichś trzech godzinach, cały spocony udał się do łazienki. Opierając się o umywalkę, uśmiechał się, patrząc w błękitne odbicie oczu. Nienawidził siebie i tej całej gry aktorskiej. Udawanie słodkiego, uroczego chłopca? Pozwalało mu to jedynie na pozostanie bezpiecznym. Nie sprawiało radości, nie sprawiało przyjemności.
Niedługo zastanawiał się jednak nad swoim nieszczęśliwym życiem. Wziął prysznic i wrócił do pokoju. Położył się na łóżku. Białowłosy kot ułożył się tuż obok niego. Miauknął przeciągle.
- Co u ciebie, Ree? Złapałaś jakąś mysz? - Zanurzył dłonie w gęstym, długim futrze, a zwierzę zamruczało. - Cieszę się, że mam chociaż ciebie. Mama świata poza nią nie widzi.
Énzo nie kochał swojej matki. Szanował, ale nie kochał. Jak można kochać kogoś, kto oddał serce nienawiści? On sam, choć nie taki święty, chciał tylko, by zwracać na niego większą uwagę, by zapytać, co się stało.
Chłopiec zasnął wtulony w kocią sierść. Niedługo jednak przebywał w objęciach Morfeusza, gdyż do drzwi dobiegało natarczywe pukanie. Énzo ześlizgnął się z pościeli z głośnym prychnięciem niezadowolenia, gdyż dopiero co zdążył zasnąć. Przekręcił klucz, a wtedy jego oczom ukazała mu się matka.
Kobieta ta miała jednocześnie miękkie i ostre rysy twarzy. W dodatku ciężkie, pofarbowane na czarno włosy dodawały jej postaci cienia, którego brakowało, gdy jeszcze nosiła jasne. Stała prosto, z dumnie wysuniętą brodą. Zamachnęła się i uderzyła syna w policzek. Énzo nawet nie pisnął, przywykł, po prostu przyłożył zimną dłoń do twarzy.
- Znów szperałeś w moim gabinecie - oznajmiła władczym tonem. Doskonale wiedziała, że to sprawka jej syna, a nie podwładnych. - Nic do ciebie nie dociera?
- Chciałem sobie popatrzeć - odpowiedział, wracając na łóżko. Kotka przeciągnęła się i ułożyła w kulkę.
- Na co?
- Na twoje pęknięte zdjęcie. - Wzruszył ramionami, jakby była to najnormalniejsza rzecz na świecie. W innych domach pewnie jest, pomyślał Énzo.
- Nie odpuszczasz. Z jednej strony jestem z ciebie dumna. - Kobieta oparła się o framugę drzwi. - Wiesz, że dziś ostateczna próba? Jeśli nie dasz rady, usuną ci pamięć i odeślą Bóg wie gdzie.
„Oto mi chodzi” chciał krzyknąć, lecz się powstrzymał. Reszta dzieci z jego grupy uczyła się już jak zabijać, rozcinać gardła i odbierać niewinne życia, a on wciąż przechodził tor przeszkód. Tak mu było dobrze. Doskonale zdawał sobie sprawę z czekającej go kary, lecz nie brał tego do siebie. I tak w końcu by poległ.
- Stawię się o dwudziestej, posługiwać się zegarkiem umiem - oznajmił zimno Enzo, wskakując z powrotem do ciepłej, wygniecionej pościeli.
- Odzywaj się grzeczniej, kiedy mówi do ciebie matka.
- Już bym chyba wolał, by to ona mnie słuchała - wyszeptał z policzkiem wtulonym w poduszkę.
- Prędzej wyssałaby z ciebie krew.

***

W godzinie ostatecznej rozgrywki stawiły się wszystkie dzieci od lat ośmiu do dwunastu. On, będący po środku przedziału wiekowego, stał wśród grupy chłopców, którą znał z zajęć. Spojrzeli zdegustowani na zbyt szeroki sweter ukrywający umięśnione ciało. Énzo nie przejął się tym jednak. Wiedział, że wszyscy i tak uważają go za słabeusza.
Wszystko zaczęło się równo o ósmej. Dzieciaki pewne swego zwycięstwa pognały do wcześniej zamkniętej sali. Énzo powoli potruchtał za nimi. Tyle że obraz, który ukazał się jego oczom, zmroził mu krew w żyłach. I chyba tylko on się zawahał. Wściekli nieprawdziwi łypali na nich groźnie, pokazując kły. Same wampiry.
Énzo wycofał się i opuścił salę. Wpadł jednak na swoją matkę. Złapała go za kark i siłą próbowała ciągnąć w stronę sali.
- Nie narobisz mi wstydu! Jesteś synem Łowczyni - powiedziała, zaciskając zdjęcie.
- W takim razie od dziś nie jestem twoim synem. - Wyszarpał się i spojrzał na kobietę. - Nie jestem Łowcą. Jestem tylko zwykłym człowiekiem... River.
Enzo pamiętał tylko, że pozwolił, by kobieta, która wydała go na świat, zrobiła mu krzywdę. Bolało, ale nie chłopiec nie płakał. Potem zamknięto go w dziwnym pomieszczeniu i nie słyszał nic, nawet własnego głosu. Zmarzł, znienawidził swoją matkę, a potem wyrzucił ją z pamięci. Na zawsze. Pozostawił tylko tęsknotę i pragnienie ciepła.
W domu dziecka nikt nie lubił bezimiennego chłopca. Wychowawczynie zwracały się do niego „kochanie”, a inni wytykali go palcami. Spędzał czas sam w pokoju, gdzie drzwi były czarne, brzydkie i podrapane, bo niektórzy chorowali na ADHD. A on po prostu chciał być kochany.
Uciekł, gdy byli na popołudniowym spacerze. Wiedział, że w takim lekkim odzieniu raczej sobie nie poradzi. Wolał jednak ukryć się, a i przemieszczanie się było łatwiejsze bez grubej kurtki śmierdzącej pleśnią i dymem. Nie wiedział, dlaczego taka myśl przyszła mu do głowy.
Nie zwracał niczyjej uwagi. Zawędrował w jakąś dziwną uliczkę. Usiadł na ziemi, skulił się. Nikomu już więcej nie sprawi kłopotów. Przecież nikt go nie chce. Nikomu nie jest potrzebny. Nikt za nim nie zatęskni, nie zapłacze, nie uroni łzy. Czy o tak wiele prosił?
Ile czasu tak siedział, nim pojawiła się przy nim postać odziana w czerń? Nie wiedział. Mimo to w pierwszym odruchu chciał uciec, ale nie mógł. Kończyny odmówiły mu posłuszeństwa. Dziewczyna otuliła go swoim wierzchnim nakryciem, a wtedy chłopiec na nią spojrzał. Smutne, samotne oczy wpatrywały się w niego. Drobinki złota migały wśród zimnego granatu.
- Nie wolno siedzieć na ziemi - powiedziała troskliwie i kucnęła. - Złapiesz wilka - dodała, lecz jej nie zrozumiał. - Będziesz ciągle chodził do łazienki, żeby zrobić siku - wyjaśniła, czytając w myślach chłopca, choć on sam nie miał o tym pojęcia.
Podniósł się, otrzepując śnieg. Rzucił jeszcze jedno spojrzenie w stronę ciemnowłosej panienki i stwierdził, że jest naprawdę piękna. Niejedna kobieta pozazdrościć mogłaby jej urody. I głosu. I delikatności.
Taka mogłaby być moja mama - pomyślał.

***

Powoli podniosłem powieki i był to błąd. Uderzyła mnie rażąca biel sufitu, do tego zdałem sobie sprawę, że guzik wbija mi się w plecy. Wokół unosił się zapach zielonej herbaty, a gardło dało znać o sobie przeraźliwym drapaniem.
Podparłem się na łokciach i rozejrzałem dookoła. Cztery postacie wpatrywały się we mnie jak w potwora, a przecież…
Trwało to ledwie sekundę, ale przypomniałem sobie wszystko. Swoje życie przed domem dziecka, swoją osobowość, swoje myśli, Ree, potem sierociniec. No i to, jak Christian wgryzł się we mnie.
Czy ja stałem się wampirem? Usiadłem szybciej niż przypuszczałem i spojrzałem na swoje dłonie. Nie zmieniły się, wciąż były nieco blade, tyle że teraz potrafiłem dostrzec delikatne blizny - pozostałości po życiu, którego się wyrzekłem.
Wciągnąłem powietrze nosem, mrużąc oczy. Już nie potrzebowałem tlenu, jednak pozwoliło mi to rozpoznać i zapamiętać zapachy zgromadzonych osób. Dwa wampiry, dwoje ludzi.
Jeść.
Nie chciałem tego robić, lecz było to machinalne. Zerwałem się i dorwałem do najbliższego źródła krwi. Była to młoda kobieta o różowych włosach sięgających karku. Ta sama, którą rano widziałem z Nickiem i Lisą. Nie przejąłem się tym jednak, bo niby czemu? To tylko jedna osoba na miliardy.
Wbiłem kły w smukłą szyję. Nawet nie wiedziałem, kiedy się wysunęły. Moje usta wypełniła słodka, ciepła ciecz, a ciało, które trzymałem za ramiona lekko zadrżało. Czy ludzie nie mogą nic zrobić, gdy wampir chce go zabić? Dlaczego nie ucieka?
- Key! Przestań, nie możesz jej zabić! - Krzyk Elisabeth doszedł do moich uszu i choć w głębi wiedziałem, że powinienem jej posłuchać, to nie potrafiłem przestać. Czułem się tak dobrze, gardło już nie bolało, chciałem więcej i więcej. - Proszę... Znajdę ci inną pierwszą ofiarę, tylko nie ona... Błagam, powstrzymaj się!
Dlaczego, Liso? Dlaczego mam przestać? Nic z tego nie rozumiem.
Nie wiem, ile czasu minęło, nim się oderwałem. Może od razu po komunikacie Lisy, może minął rok, może miesiąc. Wszystko wydawało się takie powolne i delikatne w porównaniu ze mną.
Stanąłem przy stoliku. Lisa siedziała zamknięta w klatce po mojej prawej. Patrzyła swoimi wielkimi, niebiesko-złotymi oczami. Naprzeciw miałem River i Christiana - osoby, przez które stałem się wampirem. Uśmiechnąłem się, a potem zacząłem śmiać. To wszystko było tak zabawne, że nie potrafiłem się powstrzymać. River ściągnęła brwi, niczego nie rozumiejąc. Czułem, jak Elisabeth przedziera się przez moje myśli, szukając powodu mojej radości.
- Wiesz co, mamo, nie sądziłem, że pozwolisz, by twój kochany, jedyny synek został wampirem. Tym, którego tak bardzo nienawidzisz - powiedziałem, pokazując po raz pierwszy prawdziwą twarz. - Zawsze ci się wydawało, że jestem słaby, że nic nie osiągnę...
- Énzo?! - River cofnęła się pod ścianę. - Przecież opiekunki powiedziały, że uciekłeś, że umarłeś na mrozie!
- Umarłbym, gdyby nie serce potwora podobnemu tym, które przez lata zabijałaś. Brawo, teraz stworzyłaś maszynę do zabijania Łowców! - Klasnąłem w dłonie.
- Ty? Ty? Énzo, nie potrafiłeś nawet wykonać prostego zadania! - Wyglądała na zdziwioną, przestraszoną i rozbawioną jednocześnie. Pierwszy raz widziałem na jej twarzy tak różnorodne emocje. Istna mozaika.
- Niby jesteś moją matką, a nie potrafisz odgadnąć, kiedy kłamię. - Wzruszyłem ramionami. - Słabiutko.
- Énzo...
Jestem Key. Énzo nie żyje od czterech lat.

6 komentarzy:

  1. Tak właśnie myślałam, że River jest matką Key'a (to przez te oczy xD). A rak poza tym to świetny rozdział ale to mnie nie dziwi :) Jestem ciekawa jak dalej rozwinie się akcja... Weny życzę

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak myślałam, że River jest matką Key'a (to przez te oczy xD). A tak poza tym to świetny rozdział ale nie dziwi mnie to :) Jestem ciekawa jak rozwinie się akcja. No i ten... weny życzę

    OdpowiedzUsuń
  3. Chyba jako jedyna napiszę, że tylko przez moment pomyślałam (czytając ten rozdział), że Rover może być matką Key'a (wcześniej nawet do głowy mi do nie przyszło o.O), ale uznałam, że to mało prawdopodobnie, aż do czasu, gdy we wspomnieniach Key'a pojawiło się jej imię - przeżyłam prawdziwy szok!
    No to River pokazała na co ja stać i jednocześnie rozumiem, czemu Key tak bardzo pragnął zobaczyć w Lisie swoją matkę, a w końcu jeżeli obydwoje wyjdą żywi z tego spotkania (mam nadzieje) to Lisa będzie jego mistrzynią, czy jak to się nazywa?
    Gratuluje tak szybko napisanego rozdziału, ja dalej męczę się ze swoim >.<
    Cała przeszłość Key'a już się wyjaśniła, poznaliśmy złych gości, więc lada chwila zgaduje, że dojdziemy do końcówki, a co jest naprawdę smutne ;-; więc przestanę o tym możliwe "co będzie" i skupie się na "tu i teraz", czyli jak bardzo wciągający i niesamowicie genialny był ten rozdział (jak również wszystkie poprzednie).
    Naprawdę to niesamowite, że Key wraz ze zdobyciem wspomnień tak się zmienił, stał się na pewno pewniejszy siebie i żądny zemsty, a jak dobrze pamiętam zawsze wolał być w cieniu i się nie wychylać, a jednocześnie ja jakoś nie wierzę, że stracił on swoją słodką duszyczkę, jak mogłaś zrobić z niego wampira? ;-;
    Przynajmniej z tego powodu teraz już na zawsze będzie z Lisą (/^o^)/
    Chociaż ty tu jesteś autorem i możesz wszystko zmienić, bo równie dobrze Lisa może być zmuszona z jakiegoś powodu go zabić ;-; Nie wiem, czemu mam takie drastyczne myśli ;-;
    Wspomnienia Key'a napisałaś po prostu genialnie i naprawdę ucieszyła mnie myśl, że nie chciał on nigdy zabijać nieprawdziwych, bo przez kilka chwil obawiałam się tego, że jednak on to robił, ale ty skutecznie rozwiałaś moje wątpliwości, bo ten tutaj uroczy Łowca, który stał się wampirem od wczesnych lat nie chciał nikogo krzywdzić i postało takie małe pytanie...
    Kim jest ojciec Key'a? Bo chyba nie jest to możliwe, aby i Lisa byłą jego biologiczną matka, co? Tak bez braku męskiego czynnika?
    Tak, czy siak życzę Ci nieograniczonego czasu wolnego do tworzenia (pisania) oraz nadal trwająca przy twoim boku weny i pomysłów, które nigdy Cię nie opuszczą :D
    Pozdrawiam ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kolejny rozdział już za tydzień, więc spokojnie. xD
      Cóż, ja od początku wiedziałam, kim był ten dzieciak. I nie, jego ojciec jest zwykłym Łowcą, z którym zabawiała się River (a niby tak mocno kocha Lisę, akurat ;-;). To akurat żadna tajemnica. xD
      Pfff, Key był, jest i zawsze będzie "przenajsłodszą" postacią, jaką stworzyłam. ;w; Nie byłby w stanie zabić... A może jednak? To w końcu historia moich bohaterów, nie moja, nie mam wpływu na to, co czynią.~~
      I naprawdę nie domyśliłaś się, że River jest matką Key? xD Przecież te oczy były taką oczywistością! xd

      Usuń
    2. Zgadzam się, że Key to najsłodsza postać w twoim opowiadaniu :D Jest taki milusi i kojarzy mi się z białym puchatym liskiem (to pewnie przez nagłówek). Wiem, że oczy Key'a były niejasną podpowiedzią, ale ja nigdy nie zauważam oczywistego -_- Pewnie to dlatego (jak powiedziała mi jedna z autorek), że było to zbyt oczywiste i nie brałam nawet tego pod uwagę :p
      Wolałam szukać dziury w całym :)

      Usuń
  4. O masakra tego się nie spodziewałam. Dużo rzeczy się wyjaśniło dzięki tym rozdziałom. Jestem ciekawa jak postąpi Key, co się stanie z Lisa? Z niecierpliwością czekam na następna część.
    Miłego dnia ;)
    S.

    OdpowiedzUsuń